Dwa dni – tyle miała trwać inwazja wojsk rosyjskich na Ukrainę. Miał to być jedynie „blitzkrieg", szybka operacja, zwieńczona sukcesem Rosjan. Tymczasem wojna trwa już dwa lata, a Ukraina mimo wyczerpującej walki, nadal stawia opór wrogowi. Koszmar pełnoskalowej wojny rozpoczął się zimą 2022 roku. – Jeśli chodzi o to, co rozpoczęło się dwa lata temu, to dobrze pamiętam ten dzień, 24 lutego. Obudziliśmy się o czwartej nad ranem. Bomby zaczęły wybuchać w Kijowie – sięga pamięcią Wołodymyr Petraniuk. – To w ogóle takie przyzwyczajenie u Putina, i Stalin tak robił, i Hitler – że atakuje się nad ranem, kiedy człowiek jest w półśnie, zaspany i nie wie, co się dzieje – wyjaśnia.
– Jestem dyrektorem teatru w Kijowie, ale zamierzałem iść walczyć. Poszedłem więc do komisariatu wojskowego, ale tam już zgromadziły się już tłumy chętnych. Wszyscy chcieli bronić stolicy. Zwykli ludzie zaczęli więc angażować się w wojnę po prostu robiąc barykady – opowiada nam Petraniuk. Jak wyznaje, ludzie giną codziennie, ale są sytuacje, których nie da zapomnieć. To te, kiedy giną dzieci czy kobiety w ciąży. – Najstraszniejsze w tym wszystkim to martwe dzieci – mówi. W Kijowie prawie codziennie słychać alarmy przeciwlotnicze. Dla Wołodymyra Petraniuka i jego aktorów z teatru „Zwierciadło” stały się one już niemal normą.
Musieliby oni każdego dnia schodzić do schronów, więc skupiają się na pracy, która odciąga ich od problemów. – Do schronów schodzą najczęściej dzieci i osoby starsze, osoby które nie pracują. My nie idziemy – oznajmia Petraniuk. Przyznaje, że porównaniu do innych miejsc na mapie Ukrainy, w Kijowie da się jeszcze poczuć iluzję normalnego życia. Jego kolega, 68-letni Andrzej Borysenko z teatru w Charkowie zamiast na teatralne próby – chodzi na odgarnianie gruzów z rozwalonych budynków.
CZYTAJ: Horror w stolicy Ukrainy! Dyrektor teatru Wołodymyr Petraniuk relacjonuje z Kijowa
Dyrektor kijowskiego teatru wprost: Jeżeli by mi ktoś powiedział Wołodymyr, możesz oddać swoje życie, żeby zabić Putina to zgodziłbym się
Nasz rozmówca nie boi się mówić szczerze. Gdyby była taka możliwość, aby położyć kres wojnie, bez wahania oddałby swoje życie w ofierze. Mógłby posunąć się nawet do morderstwa, aby tylko pozbyć się rosyjskiego dyktatora. – Jeżeli by mi ktoś powiedział: Wołodymyr możesz oddać swoje życie, żeby zabić Putina to zgodziłbym się. Nauczyłbym się strzelać albo poszedł z granatem, ale nie zawahałbym się ani chwili, nawet jeśli miałoby mnie to tyle kosztować. Bo wiem, że wszystkim byłoby lepiej. Nie wiem, kiedy ta wojna się skończy, ale na pewno ten kielich biedy i bólu kiedyś się przeleje. W mojej ocenie to może nastąpić za rok, za dwa lata albo i więcej – mówi.
Lecz w jego ocenie problemem nie jest tylko sam Władimir Putin. – Rosja to nie tylko Putin, bo w Rosji jest tak jakby „zbiorowy Putin”, a ten naczelny jest tylko jego centrum, jego sercem. Trzeba jednak przyznać, że Władimir Putin to po prostu diabelstwo. Zwyczajne zło, chyba nie z tego świata – podsumowuje Wołodymyr Petraniuk.