Dzieci Stasi

i

Autor: materiały prasowe

Wspaniały świat dyktatury. Recenzja książki „Dzieci Stasi” Ruth Hoffmann

2014-10-24 0:19

Stasi, czyli enerdowska tajna policja, to jedna z tych instytucji świata zbudowanego według zasad marksizmu-leninizmu, która najbardziej rozpala wyobraźnię współczesnych - wszechwładna i wszechobecna bezpieka wschodnich Niemiec okryła się wyjątkowo złą sławą i przez ponad cztery dekady trzymała w garści tamtejsze społeczeństwo.

W Polsce od lat ukazuje się mnóstwo książek, które opisują jej działalność, metody pracy i rolę, którą odegrała w utrzymaniu władzy przez niemieckich komunistów. „Dzieci Stasi” niemieckiej dziennikarki i pisarki Ruth Hoffmann to na tym tle pozycja wyjątkowa.

W przeciwieństwie do innych autorów Hoffmann nie skupia swojej uwagi na historii enerdowskiego aparatu przemocy, jego strukturze i umiejscowieniu w systemie kontroli nad społeczeństwem. Interesują ją przede wszystkim ludzie, którzy Stasi tworzyli. Spogląda na nich w nieoczywisty sposób – oczami ich własnych dzieci. Stasi i to, co symbolizowała przestaje być bezosobową instytucją, a dostaje twarz konkretnych osób.

Jak przyznaje sama autorka, prace nad książką zajęły jej kilka lat. Problemem było głównie dotarcie do „resortowych dzieci” i przekonanie ich do opowiedzenia swoich historii. Cierpliwość jednak się opłaciła. Do rąk czytelnika trafia bowiem książka przenikliwa, której autorka, opierając się na osobistych przeżyciach bohaterów, kreśli portret psychologiczny agenta Stasi. To człowiek surowy w obyciu, ślepo posłuszny przełożonych, wyprany z wszelkich uczuć. Liczy się dla niego przede wszystkim służba partii i jej ochrona przed siłami reakcyjnymi i zachodnim imperializmem.

Funkcjonariusz Stasi nie ma prawa do życia prywatnego. Jest ono prześwietlane na różne sposoby. Dzieci dla enerdowskich bezpieczniaków są więc przede wszystkim wizytówką ich postawy ideologicznej i jednocześnie papierkiem lakmusowym ich oddania komunistycznej ojczyźnie. To, jak się zachowuje i uczy, z kim przystaje, jakiej muzyki słucha, a nawet to, jak się ubiera ich pociecha decyduje o ocenie przez przełożonych. Może być przepustką do awansu, ale równie dobrze może wpędzić w kłopoty.

Stąd z opowieści „dzieci Stasi” wyłania się obraz ojca (agenci byli głównie mężczyznami) jako despoty, który karze za każde, nawet najdrobniejsze przewinienie. Latorośl wychowuje twardą ręką, nie akceptuje dziecięcej beztroski i pragnie stworzyć modelowego, wypranego z indywidualizmu obywatela NRD. Kary cielesne, poniżanie i brak jakichkolwiek rodzicielskich uczuć to codzienna rutyna. Agenci Stasi, którzy przewijają się przez karty książki Hoffmann, to modelowi przedstawiciele rodzin dysfunkcyjnych. To, co w demokratycznym świecie uważa się za społeczną patologię, w NRD było pożądaną normą.

Ruth Hoffman napisała świetną i bardzo ważną książkę, która przez pryzmat „społeczności” Stasi pokazuje jak wyglądał modelowy komunizm. Można się tylko cieszyć, że typ idealny, ten nowy wspaniały świat rodem z Orwella, jaki objawił się w rodzinach funkcjonariuszy enerdowskiej tajnej policji, mimo heroicznych wysiłków towarzyszy nie ogarnął całego społeczeństwa.

Ruth Hoffmann, „Dzieci Stasi. Dorastanie w państwie policyjnym”, Muza SA, Warszawa 2014