I niezwykle smutna. Otóż wynika z niej, że w Polsce nie ma wolności słowa, bo dziennikarze i wydawcy są po prostu zastraszani za głoszenie poglądów, za pokazywanie prawdy. Świetlik bezlitośnie obnaża także mentalność niektórych osób posiadających realną władzę i skutecznie blokujących wolność słowa.
Przeczytaj koniecznie: Wiktor Świetlik: Sądy próbują zastąpić cenzurę
Niestety, ma rację. Znam problem braku wolności słowa w Polsce aż zanadto dobrze. Wiele razy za pokazywanie Czytelnikom prawdy, powtarzam, za pokazywanie prawdy, byłem zmuszany przepraszać, bo tak chciały polskie sądy. Wystarczało, że obrażony celebryta pobiegł do sądu i stwierdzał, że nie życzył sobie publikacji zdjęć zrobionych w publicznych miejscach, powtarzam - w publicznych miejscach (!!!) i już, w Polsce to może wystarczyć. Że takie wyroki nie utrzymałyby się w krajach, gdzie poważnie traktuje się konstytucyjną wolność słowa i będące podstawą demokracji prawo do informowania społeczeństwa?
Ale nie w Polsce. Tu ciągle mamy zaściankową półkomunistyczną mentalność, bardzo korzystną nie dla zwykłych obywateli, tylko dla elit. Smutne jest także to, że w nagonce na media i na wolność słowa aktywny udział bierze część polskich dziennikarzy. Jestem absolutnie pewien, że za 10 lat, kiedy po wielu ofiarach z przegranych procesów uda nam się wreszcie wywalczyć wolność słowa taką, jaką dziś mają Brytyjczycy, Amerykanie czy Niemcy, dla tych świetnie dziś poukładanych osób będzie to powód do wstydu. Ci, którzy dziś zmuszani są przez sądy do przeprosin obrażalskich gwiazdorów, nie będą musieli się wstydzić. W to wierzę.