Wojna do poobserwowania

2009-04-09 9:00

"Gazeta Wyborcza" weszła na wojenną ścieżkę z Telewizją Polską. Redaktorzy gazety i niektórzy artyści namawiają do bojkotu, do nieoglądania programów telewizyjnych z powodu przeszłości władz tej spółki publicznej.

Chodzi przede wszystkim o p.o. prezesa zarządu Piotra Farfała i o redagowaną przez niego w młodości gazetkę. Według wyroku sądu w sprawie Farfał - "Gazeta", dziennikarze mogli nazwać obecnego szefa telewizji byłym neofaszystą i mogą to robić teraz. "Gazecie" chodzi również o przyjaciół i kolegów Piotra Farfała z LPR, którzy dość masowo są w tej chwili ściągani na Woronicza. Bojkotowanie publicznej telewizji jest dotkliwe, bo może godzić w finanse tej spółki: mniejsza oglądalność, to później niższe ceny za reklamy. Zapewne dlatego władze TVP w ramach retorsji, czyli przemyślanej zemsty, będą bojkotować teraz "Gazetę Wyborczą".

Telewizja nie będzie prenumerować "Gazety", co oznacza mniejsze wpływy dla Agory, czyli ekonomiczny cios za ekonomiczny cios. Co z tego wszystkiego wynika? Czy przypadkiem nie jest tak, że TVP SA można by bojkotować zawsze, bo zawsze była jakoś upolityczniona czy wręcz upartyjniona? Czy przypadkiem Piotr Farfał, który nie jest ulubieńcem żadnej z dominujących sił politycznych, nie był wygodny dla wielu polityków tych sił, podejmując trudne decyzje personalne? Sam p.o. prezes rozgrywa oczywiście swoją grę i robi to umiejętnie, wiedząc, że tymczasowość jest dominującą cechą jego jednoosobowego zarządu. Jak więc skończy się wojna TVP - "Gazeta Wyborcza"? Nijak. Są wojny, które - niezależnie od szlachetnych intencji - wypowiada się, żeby poprężyć muskuły, przećwiczyć kadry, pokazać pazur. Wojny do poobserwowania.