Wiktor Świetlik: Ja, Vincent, wam pomogę

2011-03-24 3:00

Profesor Jadwiga Staniszkis opowiedziała mi kiedyś historię hydraulika, który coś tam naprawiał w jej domu w czasach jaruzelszczyzny. W drugim pokoju ona wraz z gronem znajomych jajogłowych dyskutowała, przeprowadzając skomplikowane analizy i socjologiczne rozbiórki systemu socjalistycznego. Pan hydraulik naprawił kran, poszedł sobie, a po kilku godzinach chwiejnym krokiem powrócił, ukląkł w drzwiach przyszłej pani profesor i szeptał z przejęciem: "niech pani mówi do mnie, tak niezrozumiale".

Tak sobie pomyślałem, słuchając poniedziałkowej debaty profesora Leszka Balcerowicza i magistra Jacka Rostowskiego, że jeśli ten hydraulik by ich dysputy posłuchał, to zapewne byłby w siódmym niebie. Było bardzo niezrozumiale. Ale niektórzy - chyba nawet większość - wolą, kiedy się mówi zrozumiale. Szczególnie kiedy się mówi o ich pieniądzach.

Bo przecież można było to wszystko powiedzieć prościej. A jak coś trudno wyrazić w prosty sposób, to ponoć najlepiej użyć metafory. A więc szczególnie Jacek Rostowski mógł użyć szczerego obrazkowego porównania swojej propozycji dla Polaków, stwierdzając: "Wyobraźcie sobie, że macie duży majątek, ale wszystko szwankuje, jest w nie najlepszym stanie, jakieś raty niepospłacane, kredyty.

Patrz też: Wiktor Świetlik: Marta Kaczyńska to nie ikona, a żywy człowiek

No i ja pewnego dnia zgłaszam się i proponuję, że będę tym majątkiem zarządzał, a wy mi go powierzacie. Zgłaszam się do was po czterech latach takiego zarządzania i stwierdzam, że jestem na dobrej drodze, ale mam przejściowe problemy, bo wasz majątek jest coraz bardziej zadłużony. Oczywiście nie przeze mnie, a przez poprzedników, następców, sąsiadów i drożyznę, która zapanowała w okolicy. Zastanawiałem się, co zrobić z tym zadłużeniem i sobie uświadomiłem, że co miesiąc dajecie mi jakieś takie drobne, żebym zaniósł do banku i odłożył na konto, żebyście mieli - jak to mówicie - na spokojną starość. No więc moja propozycja jest taka: teraz część z tych pieniędzy nie będzie szła na konta tylko na spłatę waszych nowych długów.

Dla waszego dobra. Nie mogę wziąć innych pieniędzy, bo nie mam, szczególnie że w trosce o was pozatrudniałem na wasz koszt dodatkowo paru swoich znajomych. Nie martwcie się, w sumie wam wyjdzie to na zdrowie, bo przynajmniej nie będziecie mieli jeszcze większych długów, a w przyszłości coś tam sobie na pewno więcej odłożycie. Sprytni w końcu jesteście. Może nawet jeszcze zatrudnię kogoś na wasz koszt albo podniosę sobie pensję? No i co wy na to, podoba wam się? Następna czterolatka?"

Gdyby taką propozycję szczerze przedstawił wam minister finansów, skusilibyście się, czy też potraktowalibyście swojego zarządcę majątku jak Jadwiga Staniszkis owego klęczącego hydraulika? Bo przyszła pani profesor nie przyjęła jego zalotów. Nie chciała mówić niezrozumiale. Powiedziała kilka słów nader zrozumiałych dla każdego i facet musiał niepyszny odejść do swojego szarego życia.