Wśród laureatów nagród Darwina, przyznawanych pośmiertnie osobom, które w najbardziej idiotyczny sposób straciły życie, turyści odgrywają nader istotną rolę. Panteon nadludzi, którzy własną głupotę rozwinęli do tego stopnia, że w końcu ich ona zabiła, byłby bez nich naprawdę dużo skromniejszy.
>>> Wszystkie felietony Wikrora Świetlika
Choćby bez japońskiego turysty, który kopał w zadki leżące na sawannie lwy po to, by groźniej wyglądały na zdjęciach. Albo bez faceta, który próbował pozbierać monety wrzucane do Wielkiego Kanionu z jego zbocza. Uzbierał ich cały wielki worek i w końcu spadł razem z tym workiem na sam dół. Albo bez balconingu - sportu polegającego na skokach z balkonów do hotelowych basenów. W zeszłym roku w ten sposób zginęło kilka osób (więcej niż w atakach rekinów). Balconing jest w ogóle fascynującym sportem, bo ginie czasem skaczący idiota, a czasem przypadkowa osoba znajdująca się na dole.
Miło, że do tego zacnego grona ma szanse dołączyć teraz całe grono rodaków, którzy właśnie pakują manatki i wyruszają na wakacje do Egiptu. Nagroda dla nich powinna być wyjątkowo wielka, bo bezdyskusyjnie ustanawiają nowy rekord głupoty. Do ogarniętego nieobliczalną islamską rewolucją kraju jadą zbiorowo i wraz ze swoją dziatwą. Robią to, mimo że wszyscy mówią i pokazują im tę islamską rewolucję. Zresztą Polacy od początku zaprezentowali, że rewolucje im niestraszne. Ponoć po korytarzach niektórych tunezyjskich hoteli biegały w nocy podchmielone ekipy znad Wisły i radośnie udawały, że zamieszki dotarły do kurortu, drażniąc personel okrzykami w stylu "Allah Akbar".
Przeczytaj koniecznie: Polacy, którzy mieszkają w Kairze: Zostawiliśmy cały majątek i uciekliśmy z Egiptu
Ci, co jadą teraz, są nawet lepsi od tamtych. Radośnie wzruszają ramionami i się cieszą, że hotel oddalony jest o pięćset kilometrów od Kairu, więc do nich nie dojdzie. Zupełnie jak biedne dziewczę, które zagrało w pornolu i myślało, że rodzina się nie dowie, bo "to miało iść do amerykańskiego Internetu".
Nasi nieustraszeni rodacy, a także ich nieszczęsne pociechy powinni zbiorowo otrzymać także Nobla.
Za poświęcenie na rzecz nauki i próbę empirycznego obalenia teorii ewolucji mówiącej, iż jednostki głupsze i ich potomstwo skazane są na wyginięcie, a przetrwają jednostki bystrzejsze. W końcu istnieje pewne prawdopodobieństwo, że po raz kolejny zadziała żelazna zasada, iż durnie zawsze mają szczęście. Wtedy wrócą opaleni i szczęśliwi, jak "Głupi i głupszy" z podróży po Ameryce. Ewentualnie ściągnie ich rząd za pieniądze podatnika, co będzie dodatkową atrakcją dla ich dzieciaków. Mimo wszystko - tego bardziej im życzę niż dołączenia do laureatów nagród Darwina.