Marcin Przydacz odpowiadał także na pytania związane z napiętymi relacjami polskiego rządu z Komisją Europejską w związku z orzeczeniami Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i braku akceptacji dla Krajowego Planu Odbudowy.
Kamila Biedrzycka: Podobno mają już państwo pomysł jak przedłużyć stan wyjątkowy bez formalnego przedłużania?
Marcin Przydacz: Ja takiego pomysłu nie mam. Rozmawia pani z przedstawicielem resortu dyplomacji, który nie odpowiada za rozporządzenia i za wnioskowanie o stan wyjątkowy.
- To kwestia nie rozporządzeń, tylko specustawy, która podobno ma zostać przyjęta w trybie obiegowym przez rząd. Pan jest jego przedstawicielem, stąd pytanie.
- Nie mam informacji na temat tej specustawy.
- Ma zostać przyjęta w trybie pilnym i w jej ramach ma zostać zbudowany za pół miliarda złotych mur na granicy z Białorusią.
- Jeśli ta ustawa rzeczywiście zostanie przygotowana i trafi na komitet stały Rady Ministrów, wtedy będziemy o niej dyskutować (…) w naturalny sposób rząd, chcąc zapobiec dalszej eskalacji hybrydowego ataku ze strony Aleksandra Łukaszenki, chce bronić polskich granic przed napływem kolejnych setek i tysięcy migrantów. Oczywiście w granicach prawa i w sposób, na jaki pozwala polska konstytucja. Jeśli stan wyjątkowy okaże się niewystarczający, to trzeba się przygotować do kolejnych działań. To chyba oczywiste.
- Pas graniczny ma się stać terenem inwestycji o strategicznym znaczeniu dla państwa, co daje możliwość nie wpuszczania tam dziennikarzy i organizacji pozarządowych. O to chodzi?
- Jeśli nawet by tak było, to czy nie uważa pani, że rząd nie powinien prowadzić działań, które odpowiednio zabezpieczą tę granicę? To pasek graniczny z Białorusią, państwem, które zachowuje się wobec nas w agresywny sposób, który jest w sojuszu wojskowym z Rosją, a Łukaszenka często działa pod dyktat Kremla. Myślę, że większość Polaków uzna, że należy przeciwdziałać tej agresywnej polityce. Oczywiście rozumiem obawę czy chęć dziennikarzy do tego, żeby być w każdym miejscu i relacjonować. Tam jednak sytuacja jest niebezpieczna, bardzo niestabilna, w związku z tym są takie, a nie inne decyzje.
- Jestem wzruszona, że państwo tak się przejmują naszym bezpieczeństwem, ale dziennikarze relacjonują nawet konflikty wojenne. A wojny na granicy chyba jeszcze nie mamy.
- Obserwując polskie media przez ostatnie tygodnie nie mam wrażenia by brakowało informacji na temat tego, co się dzieje w relacjach polsko-białoruskich i na granicy (…)
- Czy po ustaniu stanu wyjątkowego na teren przygraniczny powinni zostać dopuszczeni dziennikarze i organizacje międzynarodowe?
- To wszystko zależy od tego jak będzie wyglądała sytuacja na granicy. Jeśli się uspokoi, a atak hybrydowy ze strony Łukaszenki ustanie i nie będzie konieczności zabezpieczania granicy w tej formule, nie będzie prowokacji, strzałów w powietrze, podrzucanych atrap bomb, to wtedy będziemy mogli dyskutować o tym, żeby do granicy mógł się zbliżyć każdy – czy to dziennikarze, czy zwykli Polacy. Na tym etapie, ze względów bezpieczeństwa, nie jest to możliwe.
- Dlaczego w dalszym ciągu w sprawę nie jest zaangażowany Frontex? Nie sądzi pan, że umiędzynarodowienie tej kwestii pomogłoby w jej opanowaniu?
- Ależ ona jest umiędzynarodowiona. Jest międzynarodowe zainteresowanie. Ja non stop telefonicznie, bezpośrednio rozmawiam w tej sprawie. Wypowiadała się na ten temat pani komisarz Johansson, rzecznik Komisji Europejskiej, dziś mamy spotkanie z korpusem dyplomatycznym. Więc wniosek, że ta sprawa jest nie umiędzynarodowiona jest błędny (…) jesteśmy otwarci na współpracę. Rozmawiałem z dyrektorem Frontexu, Frontex ma pełną wiedzę i zresztą sam wydał oświadczenie, w którym mówi, że chwali sobie bardzo współpracę z polskim rządem i że polski rząd doskonale sobie radzi z tym kryzysem.
- Pana zdaniem rzeczywiście radzi sobie doskonale?
- W sensie obrony polskiej granicy i tego co tam się dzieje, radzimy sobie bardzo dobrze. Niestety napływ migrantów rośnie (…)
- A co z aspektem humanitarnym tego przygranicznego kryzysu, z koczującymi przy granicy?
- (…) jeśli te osoby, wszystkie, chcą składać wnioski o ochronę międzynarodową i o azyl, to prawo daje im taką możliwość w krajach bliskowschodnich, w Afryce, także na Białorusi. Tam jest szereg placówek dyplomatycznych. W przypadku Polski takie wnioski można nawet składać pocztą. Ale z jakiegoś powodu składane nie są. Wie pani dlaczego? Bo większość z tych osób azylu w Polsce nie chce (…)
- A nie ma pan żadnego problemu z tym, że dzieci z Michałowa zostały wywiezione z powrotem na teren Białorusi i teraz koczują w lesie przy -5 stop. nocą?
- To rodzice tych dzieci zdecydowali co chcą zrobić. Jeśli nie złożyli wniosku o azyl polityczny w Polsce, a takiego nie złożyli, chcieli jechać do Niemiec, to jedyna możliwość legalnego przekroczenia granicy jest przy odpowiednich dokumentach. Jeśli są na terenie Białorusi, to mogą iść do ambasady niemieckiej.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka