Lech Wałęsa uważa, że to Kamal Harris byłaby lepszym prezydentem niż Donald Trump. Zdaniem polskiego noblisty, kandydata Partii Demokratycznej oznacza stabilność. Przyznał również, że planował swój wyjazd do Stanów Zjednoczonych, by tam przekonywać do poparcia Kamali Harris tamtejszą Polonię. Były prezydent uważa również, że ewentualna wygrana Donalda Trumpa przyniesie złe konsekwencje dla świata. - To, co głosi, stosunek do NATO, takie jakieś granie siłowego mocarza, kiedy świat się zmienił, kiedy Stany Zjednoczone nie są takim mocarzem, jak kiedyś były. Dopóki było "Imperium Zła", to Stany Zjednoczone były "Imperium Dobra" i świat tu się koncentrował. Natomiast po upadku komunizmu trzeba przeorganizować świat, a Stany Zjednoczone tego nie zrobiły. I to jest dramat. Może się zorientują, może zaczną to robić, a Trump nie gwarantuje, bo jest on człowiekiem starej daty - ocenił były prezydent w rozmowie w RMF FM.
Lech Wałęsa o zwycięstwie Donalda Trumpa
Lech Wałęsa był również pytany o to, czy obawia się zwycięstwa Donalda Trumpa. Jak przyznała legenda "Solidarności", obawia się jedynie Pana Boga i trochę swojej żony. - Natomiast chciałbym, by się świat bezpiecznie rozwijał. I mamy szansę w tym pokoleniu, tylko musimy zauważyć, co on wymaga. Wymaga, abyśmy przeorganizowali zarządzanie tym światem. Wybrali, wiedząc, że jak nie wybierzemy to zginiemy jak poprzednie cywilizacje - ocenił były prezydent.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wyłonią prezydenta na czteroletnią kadencję. O urząd rywalizują kandydatka Partii Demokratycznej Kamala Harris oraz kandydat Partii Republikańskiej Donald Trump.