W obronie kłamstwa

2009-03-06 8:00

Rezygnacja Eriki Steinbach z zasiadania w radzie fundacji poświęconej pamięci wypędzonych to jedyne posunięcie tej pani, które może być zaakceptowane przez Polaków.

Dwa dni temu "Super Express" podał powody, dla których nasz kraj nie mógłby zaakceptować jej udziału w międzynarodowym przedsięwzięciu, którego celem jest upamiętnienie ofiar II wojny światowej. W skrócie: jej postać i kierowany przez nią związek nie gwarantują w najmniejszym stopniu ocalenia prawdy o tragedii wywołanej przez hitlerowskie Niemcy. Steinbach jest raczej zainteresowana takim zniekształcaniem historii, aby umniejszając winę nazistowskiej Rzeszy, eksponować krzywdy, jakich Niemcy doznali w wyniku wywołanej przez siebie najstraszniejszej z wojen.

Ma ona jednak swoich gorących zwolenników także w niemieckich mediach. "Frankfurter Allgemeine Zeitung" twierdzi na przykład, że Polacy, atakując jej udział w fundacji, politycznie ją zniesławili. Sama Steinbach stwierdziła z kolei, że przy okazji tego sporu "Polska trwoni swoją reputację". Jeśli ta pani próbuje nam doradzać w sprawie naszej reputacji, to jest to albo wyjątkowa bezczelność, albo wysoka niemiecka polityka.