Powrót Tuska dzieli Platformę
Powrót Donalda Tuska po miesiącu spekulacji, kapiszonów i niespełnionych zapowiedzi wydaje się jednak przesądzony (ufff!). Nie będzie to jednak aksamitny come back. Potwierdza się bowiem, że wracający Donald Tusk nie tyle wzmocni osłabioną Platformę, co wzmocni w niej podziały i uwypukli wewnętrzne konflikty. Wyzwanie Tuskowi rzucił Rafał Trzaskowski, co w najlepszym wypadku zwiastuje szorstką przyjaźń obu panów, a w najgorszym wojnę domową w PO. A kto wie, czy nie dezintegrację.
Różne scenariusze pisano od 4 czerwca, kiedy Tusk obwieścił, że jest gotowy ratować PO przed upadkiem, a Polskę przed Kaczyńskim. Do weekendu będzie się doszlifowywać ostateczna wersja wydarzeń. Jedno wydaje się jednak pewne: to, że tak długo ona nie powstała, wynika nie tyle – jak wcześniej – z hamletyzowania samego Tuska, co z wewnętrznych napięć, które zapowiedź jego powrotu wywołała.
Trzaskowski nie chce być tłem dla Tuska
Wiadomo, że wielu chciałoby subtelnego przewrotu pałacowego – „dobrowolnego” odejścia z roli szefa PO Borysa Budki i zastąpienia go przez Donalda Tuska. Tu jednak intryga zauszników Tuska rozbija się o ambicje Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy zbudował sobie pozycję nieformalnego lidera PO, który błyszczał na tle Borysa Budki i wszelkie scenariusze uwzględniały dla niego ważną rolę do odegrania. Powrót Tuska w roli lidera sprawi, że Trzaskowski musiałby się mu podporządkować i przyjąć rolę drugiego po Bogu. Dla kogoś, kto mierzy w polityce wysoko, bycie tłem dla Tuska wydaje się potwarzą.
Trzaskowski wie też, że skomplikowane układanki personalne, w których Tusk dzieliłby się władzą z Trzaskowskim i być może z Budką, będą pisane palcem na wodzie. Historia PO dowodzi, że na żadne kolegialne przywództwo nie ma w niej miejsca, a każdy przewodniczący – czy to Tusk, czy Schetyna, czy nawet Budka – pogrążali PO w mniej lub bardziej udanej wersji partii wodzowskiej.
Sytuacja w PO staje się banalną rekonstrukcją klasycznych westernów, w której z dwóch silnych charakterów jeden musi ponieść klęskę. „Ta partia jest za mała dla nas dwóch” – mogą powiedzieć zarówno Tusk, jak i Trzaskowski. Nawet jeśli kończące ten tydzień rozmowy między oboma panami zakończą się jakimś formalnym traktatem pokojowym, będzie to tylko zawieszenie broni.