– Ten marsz jeszcze się nie zaczął, a jest już nas prawie milion! – mówił Tusk na początku Marszu Miliona Serc. Później w mediach społecznościowych opublikował wpis: Ponad 1 000 000 biało-czerwonych serc w Warszawie – zaznaczył szef PO. Tymczasem według nieoficjalnych danych policji, łącznie na trasie marszu miało być do 100 tysięcy osób. Zanim marsz ruszył ulicami Warszawy, na scenę wkroczył Donald Tusk.
– Wtedy, kiedy Polska budziła się, 10 mln ludzi zapisało się do wspaniałej pierwszej „Solidarności”. Rodziła się wielka, pozytywna emocja. Pamiętacie Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, gdy 10 mln ludzi wychodziło na ulicę. Pamiętacie ten dzień, gdy nasz prezydent Rafał Trzaskowski zdobywając 10 mln głosów obudził naszą nadzieję. Tej siły nic nie zatrzyma. Niech nikt nie ma złudzeń w szeregach władzy. Ten, który tę nadzieję obudził, jest z nami - mówił Tusk zapowiadając wystąpienie prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.
– Idziemy dzisiaj w tym marszu po zwycięstwo w wyborach za dwa tygodnie, ale tak naprawdę to tylko początek. Dlatego, że idziemy w tym marszu po zupełnie nową Polskę. Widzę, że miliony się obudziły i to jest właśnie najważniejsze. Idziemy pełni odwagi i determinacji w kierunku przyszłości. W kierunku Polski, która jest tolerancyjna, która jest różnorodna, która jest europejska i która jest uśmiechnięta – zaznaczył Rafał Trzaskowski.
Czy marsz Tuska i wsparcie w tej sprawie prezydenta stolicy zmieni bieg kampanii i pomoże Platformie odsunąć PiS od władzy? - Tusk osiągnął szklany sufit, jeśli chodzi o poparcie dla KO i stąd postawienie na marszu na Rafała Trzaskowskiego. W tym sensie to lansowanie prezydenta Warszawy, Trzaskowski ma przecież ogrom głosów wyborców za sobą. To wyraźne wskazanie na wiceszefa PO, który ma pomóc wygrać Tuskowi wybory z PiS, ale nie sądzę, żeby to się udało – komentuje nam politolog, prof. Kazimierz Kik.