Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Socjal dla zamożnych

2015-12-10 16:37

Istnieje w Polsce głęboko zakorzeniony mit, że państwowe transfery pieniężne do najbiedniejszych są głęboko niesprawiedliwe. Promują podobno leniwych, którzy w ogóle nie dokładają się do wspólnego szczęścia i jako takie są zwykłym rozdawnictwem pieniędzy, na który państwa nie stać. Jakby wiele osób nie zauważało, że świadczenia wobec najbiedniejszych to kropla w morzu wsparcia państwa dla osób majętnych.

PiS SPRZYJA BOGATSZYM...

Wiele emocji budzi rządowy program 500+. PiS obiecuje, że od kwietnia rodziny będą otrzymywać świadczenie w postaci 500 zł na drugie kolejne dzieci, a w przypadku osób najbiedniejszych już na pierwsze. Niektórym włos się na głowie jeży, że to niezasłużone premie dla „nierobów”. To, co jednak powinno bulwersować, to fakt, że na rządowym programie skorzystają przede wszystkim bogatsi. W założeniach kwota tego świadczenia ma powiększyć dochód rodzin, przez co stracą one prawo do zasiłków rodzinnych. Sytuacji najbiedniejszych więc to nie poprawi. Jedno świadczenie zastąpi drugie i w najlepszym razie zysk z tego będzie znikomy. Co innego ludzie bogatsi – oni „zarobią” 500 zł na czysto.

Podobnie sprawa ma się ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku. Niedawno Trybunał Konstytucyjny swoim orzeczeniem nakazał jej podniesienie ze względu na to, że najbiedniejsi z racji swoich małych dochodów w ogóle z niej niej nie korzystają. Państwo bardzo często opodatkowuje praktycznie całość dochodów takich osób. Zmiana jest oczywiście niezbędna, ale na projekcie PiS, który chce zwiększyć kwotę wolną od podatku dla wszystkich po równo, znów zyskają ludzie bogatsi, którzy mają wystarczająco dużo dochodów, żeby móc sobie zapowiadaną sporą kwotę odliczyć. Biedniejsi skorzystają na tym w dużo mniejszym stopniu.

...BO TAKA JEST TRADYCJA III RP

PiS jednak dzielnie kroczy wyznaczoną przez poprzednie ekipy rządowe drogą. Mamy w Polsce całe mnóstwo systemowych rozwiązań, które nie w sposób bezpośredni – poprzez  transfery pieniężne – ale za pomocą ulg, subsydiów i prawa przynoszą korzyści osobom bogatszym. Jak duża to skala pokazuje najnowszy raport Fundacji Kaleckiego „Regulacje w służbie najsilniejszych. Praca i kapitał”.

Chyba najwyraźniej widać to w polityce podatkowej, która w Polsce ma charakter regresywny. W języku ekonomii oznacza to tyle, że osoby w lepszej sytuacji majątkowej zyskują kosztem osób biedniejszych. PIT, mimo że oficjalnie dwuprogowy, mamy w Polsce w zasadzie liniowy. Wyższą stawkę podatkową płaci jedynie 2 proc. Pozostali, niezależnie od dochodów, płacą tyle samo. Co w tym złego? Osoby biedniejsze ponoszą większe obciążenia względem swoich marnych pensji. Czym innym jest 18 proc. PIT dla osób zarabiających pensję minimalną, czyli od niecałych 1300 zł a czym innym, kiedy zarabia się kilka tysięcy złotych i więcej.

Jeszcze gorzej jest w przypadku podatku VAT, który opłacamy przy każdych zakupach. Jak wynika z wyliczeń Fundacji Kaleckiego, 10 proc. najbiedniejszych na podatek VAT wydaje ponad 16 proc. swojego budżetu domowego, podczas gdy w przypadku 10 proc. najbogatszych to już 6,8 proc. To prawie 10 pkt. proc. różnicy!

PROBLEM NIERÓWNOŚCI

Takich niesprawiedliwości można wyliczyć jeszcze mnóstwo. Są wszechobecne choćby na rynku pracy czy w korzyściach jakie przynosi polityka państwa wobec przedsiębiorców. Dlaczego powinno nas to martwić? Czyż dobrobyt najbogatszych nie przekłada się na dobrobyt nas wszystkich? Otóż nie. Wystarczy przyjrzeć się sytuacji w USA. To ten kraj rozwinięty, który najbardziej uprzywilejowuje najbogatszych kosztem biedniejszych i jakoś nie zauważono poprawy sytuacji nie tylko najbiedniejszych, ale także średniaków. Ich sytuacja się wręcz pogorszyła. Podczas gdy dzięki wsparciu państwa dla najzamożniejszych ich dochody rosną w astronomicznym tempie, dochody reszty społeczeństwa się zmniejszają.

To sprzyja powstawaniu ogromnych nierówności, które nie tylko prowadzą do setek problemów społecznych takich jak wzrost przestępczości, uzależnień, rozpadania się rodzin, pogorszenia się stanu zdrowia, a w efekcie obniżenia średniej długości życia. To także ogromny problem gospodarczy. Większe nierówności zmniejszają po prostu rozwój, na co mamy coraz więcej dowodów empirycznych. Tracimy więc na tym wszyscy.

Jeśli więc PiS poważnie myśli o rozwiązywaniu problemów społecznych i szybkim rozwoju gospodarczym naszego kraju, powinien wreszcie zrozumieć, że uprzywilejowywanie już uprzywilejowanych nie sprzyja ani jednemu, ani drugiemu celowi. Ba! To najprostsza droga, żeby oba te cele zaprzepaścić.

Nasi Partnerzy polecają