Otóż jeżeli prezes PiS chciałby rzeczywiście nowego otwarcia, to razem z premierem nakazałby rekonstrukcję kilku kluczowych resortów, które odpowiadają za takie, a nie inne stosunki z naszymi partnerami za granicą. Byłaby to logiczna konsekwencja gambitu Kaczyńskiego. A więc w tym kontekście logika nakazywałaby pozbycie się takich ludzi, jak: Zbigniew Ziobro (za demolkę ustrojową, która kładzie się cieniem na relacjach z UE), Antoni Macierewicz (za czystki w wojsku, których w NATO nie rozumieją), Jan Szyszko (za dewastację dziedzictwa naturalnego, o które toczy przegraną wojnę z UE) czy Witold Waszczykowski (za całokształt twórczości).
Po tym, jak PiS pozbył się popularnej Beaty Szydło, widać jednak, że logika nie jest pisowską cnotą. Wszystko wskazuje bowiem na to, że poza tym ostatnim dżentelmenem wymienieni panowie nadal będą tworzyć ekipę Morawieckiego. Z Waszczykowskim sprawa jest prosta - to człowiek, który nie ma w PiS żadnego zaplecza politycznego i bez problemu można się go pozbyć. Macierewicz z kolei nie tylko ma swoją wewnątrzpisowską grupę, ale razem z Szyszką jest koncesją na rzecz Tadeusza Rydzyka i warunkiem jego poparcia dla PiS. Ich odsunięcie nie wchodzi w grę. Ziobro? Wiadomo - szef koalicyjnej Solidarnej Polski (tak, tak, ten widmowy byt nadal istnieje) i też jest nietykalny. Wewnątrzpartyjna układanka zmusza więc Kaczyńskiego, by w rekonstrukcji wizerunku PiS zatrzymać się w pół kroku i trzymać w rządzie obciążających partię panów ministrów.
Trudno więc wierzyć, że samo desygnowanie na premiera Mateusza Morawieckiego wystarczy, żeby dać impuls do nowego otwarcia w Europie. To samo dotyczy zresztą teorii, jakoby prezes Kaczyński chciał zawalczyć o polityczne centrum. Dla umiarkowanych wyborców nawet sympatyczna twarz Morawieckiego niewiele zmienia, skoro stoją za nim niereformowalni radykałowie. A kogo obejdzie, że w rządzie nie ma już ministrów Streżyńskiej czy Adamczyka?
Zobacz także: Wiemy, kto głosował przeciwko Morawieckiemu. UJAWNIAMY nazwiska