Jak bowiem inaczej wytłumaczyć, że w ostatnich miesiącach, kiedy już wydaje się, że poparcie dla niej na dobre się załamało, nagle trafia się jej – jak ślepej kurze ziarno – jakieś wydarzenie, które całkowicie odwraca sytuację na scenie politycznej. Na początku roku wydawało się, że PO idzie po pierwsze przegrane wybory od lat. Sondaże nie wróżyły sukcesu w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, a tu nagle w marcu zaczyna się agresja Putina na Ukrainę. Donald Tusk umiejętnie wykorzystuje sytuację i, żerując na nastrojach społecznych, wchodzi w rolę męża stanu, który Kremlowi się nie kłania. Efekt? Wygrana. Wprawdzie minimalna, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
Oczywiście, długo na tych nastrojach nie da się pociągnąć. Tym bardziej, że jak grom z jasnego nieba w Platformę trafił piorun afery taśmowej. Kilkutygodniowy serial, oburzające rozmowy ludzi z rządu i kilka niemoralnych (i w niektórych wypadkach niezgodnych z prawem) propozycji i PO znów znalazła się na deskach. W partii panika, powolne godzenie się z przegraną w wyborach samorządowych i liczenie strat w przyszłorocznym parlamentarnym rozdaniu.
I nagle Donald Tusk zostaje wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej. W Polsce, rozmiłowanej w docenianiu nas przez Zachód, taka nominacja musi przełożyć się na społeczne poparcie. Jeszcze niedawno PiS przeganiał Platformę w sondażach nawet o kilkanaście procent. Wedle ostatnich badań opinii publicznej tendencja dramatycznie się odwróciła – znów to rządząca partia prowadzi.
W najbliższym czasie PO będzie robić wszystko, żeby jak najdłużej korzystać z efektu awansu Tuska. Przynajmniej do grudnia, kiedy (jeszcze) premier obejmie międzynarodowe stanowisko, będzie o tej nominacji głośno. Głośno będzie o bezprecedensowym sukcesie Polaka, jakiego nasz kraj nie widział od czasów Jagiellonów (sic!). PR-u wystarczy może do listopadowych wyborów samorządowych, ale entuzjazm społeczny, którym ten PR się karmi, do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych raczej wygaśnie. Co dalej?
Platforma może, oczywiście, liczyć, że znów spadnie jej manna z nieba, ale limit cudów chyba już wyczerpała. Tym bardziej, że na szczęściu nie da się zbyt długo robić polityki i oprócz niezbędnego w tym fachu farta trzeba też pochwalić się efektami swoich rządów. Tusk w Brukseli chleba nie zastąpi, a nadal niepewna sytuacja gospodarcza i wynikające z tego niepewność ludzi w końcu Platformę dosięgnie.
Czy da się to zmienić w ciągu roku? Wątpliwe. Czy plany Tuska, żeby zasypać pieniędzmi najbardziej potrzebujące grupy społeczne ludzie kupią? Chyba za późno na socjalną woltę, żeby móc w to uwierzyć. A trzeba jeszcze pamiętać, że ze zdegenerowanej siedmioma latami rządów PO nie raz w ciągu najbliższego roku wydobędzie się jeszcze aferalny fetor. Kochająca matka, szybko więc przeistoczy w złośliwą macochę. Zbiorowa mądrość poparta wiekami doświadczenia nie może się w tej kwestii mylić.
Tomasz Walczak: Kiedy PO wyczerpie limit szczęścia?
2014-09-08
22:28
Ludowa mądrość głosi, że szczęście dziś jest matką, a jutro może być macochą. Jeśli popatrzeć na Platformę, to ostatnimi czasy jest nad wyraz rozpieszczanym dzieckiem.