Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Debatę wygrały małe ugrupowania. Partia Razem największym zwycięzcą

2015-10-21 1:11

Za nami debata ośmiu partii, które walczą o miejsca w Sejmie. O niebo lepsza niż ta z dnia poprzedniego, gdzie ścierały się panie Kopacz i Szydło. Tam mieliśmy nie tylko marną merytorycznie i zupełnie bezbarwną paplaninę, ale po raz kolejny okazało się, że spór między PO i PiS jest o niczym i obie partie to dwie strony tego samego medalu. We wtorkowej debacie mieliśmy szerokie spektrum poglądów od skrajnie liberalnych po socjaldemokratyczne. Nawet jeśli niektórzy kandydaci postanowili gadać bzdury, można było się przekonać, co sobą reprezentują i jak wypadają na tle innych.

I z tym wypadaniem na tle największy problem miały bohaterki poprzedniej nocy. Przepadły gdzieś w starciu z przedstawicielami innych partii. Konia z rzędem temu, który zapamiętał coś z wypowiedzi Ewy Kopacz i Beaty Szydło, ba! temu, który w ogóle zauważył, że one tam były. W zasadzie wtorkowa debata była w ich wykonaniu powtórką z poniedziałku – znów nuda, znów okrągłe słowa i wzajemne przepychanki. A jak wiadomo, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Może się okazać, że słabiutki występ obu pań sprawi, iż zwiększy się poparcie dla mniejszych partii kosztem PO i PiS. Dla kogo?

Bardzo trudno odpowiedzieć. Najbarwniejsi byli oczywiście populistyczni Korwin-Mikke i Paweł Kukiz, bo jak tu nie być barwnym, kiedy opowiada się bzdury, korzystając z kilku nośnych haseł ze swojego krótkiego słownika politycznego? Kukiza na pewno wszyscy zapamiętamy za przepychanki z dziennikarzami i obrażenie się na to, że nikt nie chciał go pytać o JOW-y i finansowanie partii z budżetu. Czy jednak samo to sprawi, że ludzie za nim pójdą? Nie wiadomo.

Jeśli chodzi o merytoryczną stronę, to najlepiej wypadły dwie skrajnie różne partie – liberalna Nowoczesna Ryszarda Petru i reprezentowana przez Adriana Zandbera socjaldemokratyczna partia Razem. Zarówno Petru, jak i Zandberg w przekroju całej debaty zaprezentowali najbardziej spójną wizję swojej polityki. Co prawda był zupełnie nijaki, ale Ryszard Petru mógł trafić ze swoim przekazem do przedstawicieli biznesu ze swoją liberalną i uderzającą w najbiedniejszych polityką gospodarczą. Zgrabnie opowiadał o tym, jak jego pomysł ujednolicenia podatków przyniesie oszczędności ludziom, ale nie raczył wspomnieć, że ujednolicenie podatku VAT oznacza podwyżkę cen żywności.

Politycznie i wizerunkowo Zandberg to zupełne przeciwieństwo Petru. Potrafił nie tylko bardzo merytorycznie i z biglem odpowiadać na pytania, ale też bez uciekania w tani populizm ukazać swoją partię jako tą stojącą po stronie obywateli. Owszem, można jak Beata Szydło opowiadać jak to się z ludźmi spotyka i ich słucha, rozwiązując potem ich problemy po łebkach. Można jednak jak Razem przedstawić spójny prospołeczny program gospodarczy i na tym zapunktować. Pytanie tylko, czy bez odpowiedniej dawki populizmu, przekaz Razem przebije się do społeczeństwa. Tym bardziej, że to była w zasadzie jedyna szansa dla tej młodej formacji, żeby pokazać się szerszej publiczności. Do tej pory rzadko istniała w mediach, a sondaże nie dawały jej żadnych szans na dobry wynik wyborczy. Kto wie, być może wyróżniający się na tle reszty liderów partyjnych Zandberg zagwarantował swojej formacji przynajmniej 3 proc. poparcia i finansowanie z budżetu, dzięki czemu będą mogli działać z większym rozmachem. Nie ma natomiast wątpliwości, że ten wieczór, dzięki dobremu występowi Zandberga i efektowi świeżości, należał do partii Razem.