Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Czas wypisać się z tego cyrku

2015-12-29 3:00

Niektórzy boją się ostatnio kłaść spać, bo nie wiedzą, w jakiej Polsce się obudzą. Ja z kolei boję się włączać telewizor i otwierać większość gazet, bo boję się, jaką to znowu paranoję zaserwują mi rozhisteryzowani koleżanki i koledzy po fachu. W prawicowych periodykach czytam o zamachu stanu. Tytuł "Cel: zabić PiS". Do tego ciągle coś o woli narodu, prawie większości i obronie redut postkomunizmu i prawie, które musi ustąpić miejsca sprawiedliwości. Otwieram liberałów, a tam niekończące się enuncjacje na temat końca demokracji, totalitarnych zapędów Kaczyńskiego i nadziei, którą przywraca Komitet Obrony Demokracji.

Z tym zamachem stanu jest jak z totalitaryzmem PiS - wszyscy o tym mówią i piszą, ale jakoś ani jednego, ani drugiego nie widziałem. Może nie patrzę zbyt uważnie, a może po prostu jeszcze nie zwariowałem. W przeciwieństwie do bulterierów z prawicowego i liberalnego salonu. Czasami mam wrażenie, że w zakładach psychiatrycznych powinni otworzyć specjalne oddziały dla chorych na polityczną paranoję i paru gorącym głowom zafundować tam terapię. Pisowscy i liberalni propagandyści trochę się bowiem zagalopowali i zupełnie stracili kontakt z rzeczywistością.

Z jednej strony niezgoda na łamanie prawa i procedur przez PiS uznawana jest za próbę odsunięcia od władzy demokratycznie wybranej partii. Demokratycznie może i została ona wybrana, ale nikt nie gwarantował jej immunitetu i nie zwalniał z odpowiedzialności za swoje czyny. Kiedy władza mówi bzdury i robi głupie rzeczy, należy się jej zdecydowana krytyka. Taka krytyka PiS należy się za rozmontowywanie Trybunału Konstytucyjnego. Słyszę za to idiotyczne, bo zupełnie nieprzystające do rzeczywistości tłumaczenia hunwejbinów pisowskiej rewolucji, że to trzecia izba parlamentu, która zrobi wszystko, żeby powstrzymać pisowską "dobrą zmianę". Jakbym słuchał Trockiego, który podobnie tłumaczył walkę z rosyjską burżuazją.

Z drugiej jednak strony mamy ludzi, którzy krytykę pomylili z wojną. Jacek Żakowski - dziennikarz, którego skądinąd cenię - wczoraj na naszych łamach zupełnie odleciał, kiedy tłumaczył perypetie lidera KOD z alimentami wyższą koniecznością dziejową. Nie on pierwszy po tej stronie barykady recenzowanie rządów PiS wziął za nowe powstanie. Słucham tych wszystkich żenujących porównań Mateusza Kijowskiego z Lechem Wałęsą, działaczami Solidarności i KOR-u i wierzyć się nie chce, że komuś przechodzą one przez gardło. Czytam o Kijowskim, że "mało sypia, źle jada. (...) Dla obrony demokracji został bezrobotnym" i zastanawiam się, kiedy wyniosą tego biedaka na ołtarze.

Zanim jeszcze PiS wygrał wybory, pewien znany publicysta raczył powiedzieć, że czasy są takie, iż trzeba się po jednej albo po drugiej stronie opowiedzieć. Jakby między zabijakami z prawicy i liberalnych elitek był tylko ugór. Otóż ja się z tego obwoźnego cyrku wypisuję. A Państwo?

Zobacz: Andrzej Rozpłochowski: Dałbym w mordę tym, którzy dziś noszą oporniki

Nasi Partnerzy polecają