Andrzej Jonas: To był nasz sukces

2011-12-15 3:30

Andrzej Jonas ocenia, jaka była prezydencja Polski w Unii Europejskiej

"Super Express": - Wczoraj w Parlamencie Europejskim podsumowano polską prezydencję w Unii Europejskiej. Myśli pan, że zostanie ona zapamiętana w szczególny sposób, czy jedynie Chorwaci będą ją wspominać z sentymentem jako kraj, który w czasie jej trwania podpisał traktat akcesyjny ze Wspólnotą?

Andrzej Jonas: - Myślę, że akurat dla Chorwacji była to realizacja z góry założonego kalendarza akcesyjnego i poza wymiarem formalnym oraz obecnością premiera Tuska nasza prezydencja nie miała dla Zagrzebia większego znaczenia.

- Jeśli nie uznawać tego za sukces polskiej prezydencji, co w takim razie można uznać?

- W świetle dziś obowiązujących przepisów dotyczących prezydencji i dzisiejszej specyfiki sytuacji, w jakiej znalazła się UE, można mówić o szczególnym wkładzie Polski w projekt europejski. Nasz kraj wniósł bardzo silną postawę proeuropejską i kładł niezwykły akcent na wartość wspólnotową Unii. Łatwo sobie wyobrazić, co by było, gdyby w tym półroczu prezydencję sprawowała Wielka Brytania.

- Jednak Polski rząd obiecywał sobie i Polakom znacznie więcej. Sama retoryka proeuropejska wystarczy nam za sukces?

- Panuje w Polsce duże niezrozumienie, czym tak naprawdę jest prezydencja w Unii. Powszechne przekonanie, że służy ona realizacji celów danego państwa, jest błędna i całkowicie niezgodna z rzeczywistością.

- Ale apetyty podsycał przecież sam premier.

- Być może nadinterpretowano jego słowa. Niemniej do niedawna była tendencja, aby kraje strefy euro tworzyły mechanizm podejmowania decyzji jedynie we własnym gronie. Tak się na szczęście nie stało. Jeszcze pół roku temu mówiło się, że Unia to 17 + 10, czyli kraje strefy euro i reszta, a teraz Wspólnota to 27 - 1. To wynik m.in. bardzo dużej determinacji polskiej prezydencji.

- Przyglądając się jednak zapowiedziom polskiego rządu dotyczącym naszej prezydencji, warto zwrócić uwagę na coś, co miało być jej filarem, tzn. na politykę wschodnią. Tu chyba wiele rzeczy się nie udało.

- Tu, niestety, ponieśliśmy porażkę i premier wczoraj to przyznał. Wielki udział w tej porażce ma postawa Ukrainy, która w czasie polskiej prezydencji miała podpisać umowę stowarzyszeniową z UE. Z jednej strony w Kijowie zabrakło wyraźnej determinacji w żeglowaniu na Zachód. Z drugiej zaś mieliśmy cały ciąg zdarzeń związanych z aresztowaniem i skazaniem Julii Tymoszenko. To okazało się rujnujące dla rozwoju Partnerstwa Wschodniego.

- Czyli zaważyły tu głównie przyczyny obiektywne?

- Zdecydowanie. Nie zapominajmy też, że ze względu na arabską wiosnę Unia zwróciła się bardziej ku śródziemnomorskiemu wymiarowi polityki. A wydarzenia na Ukrainie i postawa Kijowa stworzyły dla Unii łatwy pretekst, aby odłożyć Partnerstwo Wschodnie na dalszy plan.

- Może zabrakło też zdecydowanej postawy Polski w orientowaniu się na wschód Europy?

- Nie tyle zabrakło, co niestety niewiele ona dała.

- Polska prezydencja miała być też fajerwerkami, które pokażą Polskę jako nowoczesny i bardzo europejski kraj. W zachodniej prasie jednak próżno szukać jakichś doniesień o sukcesach Polski. Zauważają je jedynie unijni politycy. To trochę mało.

- Myślę jednak, że wczorajsze przemówienia w Parlamencie Europejskim wystawiły dobre świadectwo polskiej prezydencji. Mam tu na myśli zwłaszcza przemówienie Martina Schultza, który wkrótce zastąpi Jerzego Buzka na stanowisku przewodniczącego PE. Mówił, że to najlepsza prezydencja od lat. A przecież niejedną już widział.

- Nie jest to zwykła kurtuazja?

- Nie sądzę. Mówił to przecież polityk, który jest innej proweniencji politycznej niż Donald Tusk. Socjaldemokrata chwalący centroprawicowca - to nie zdarza się często. Świadczy natomiast o klasie polskiej prezydencji i o tym, jak została ona zauważona.

- Na ile prezydencja wypromowała na europejskich salonach premiera Tuska? Krążą już plotki, że szykują się dla niego prestiżowe stanowiska w Unii.

- Nie patrzyłbym w ogóle przez taki pryzmat. Natomiast Tusk jest dziś na pewno postrzegany w Europie jako mocny polityk europejskiego formatu. Na ten obraz wpływa nie tylko ocena polskiej prezydencji, ale także fakt, że w niespokojnych czasach potrafił wygrać kolejne wybory w kraju, podczas gdy w innych krajach wicher kryzysu zmiatał kolejne rządy.

Andrzej Jonas

Redaktor naczelny "The Warsaw Voice"