Tadeusz Zysk

i

Autor: ARCHIWUM

Tadeusz Zysk: Wierzę, że Sejm nie musi być bagnem

2015-10-18 17:33

Wiele osób ze środowiska wydawniczego namawiało mnie do startu. I były to osoby o bardzo różnych poglądach. Wszyscy podkreślają, że jest zadanie do wykonania, jeśli chodzi o rynek książki w Polsce - mówi Tadeusz Zysk, znany wydawca i kandydat PiS do Sejmu.

„Super Express” - Jest pan znanym wydawcą, właścicielem jednego z największych wydawnictw w Polsce i startuje pan z list PiS do Sejmu. I pewnie nie pierwszy o to pytam, ale po co to panu? Po co pchać się w to bagno na Wiejskiej?
Tadeusz Zysk: - Ale na Wiejskiej wcale nie musi być bagno. Na pewno, niezależnie od tego, jak się ta przygoda ze startem skończy, chciałbym być taki, jaki jestem – nieubabrany. Myślę, że się da.
To jest pan optymistą.
Owszem. A co do motywów. Jest kilka powodów. Jeśli chodzi o firmę, to udało mi się przeprowadzić sukcesję w wydawnictwie. Żona i dzieci spokojnie mogą się nim zająć, przy mniejszym moim zaangażowaniu. Spokojnie mogę zająć się więc czymś innym. Wiele osób ze środowiska wydawniczego namawiało mnie do startu. I były to osoby o bardzo różnych poglądach. Wszyscy podkreślają, że jest zadanie do wykonania, jeśli chodzi o rynek książki w Polsce.
Czemu sami się za to nie wzięli i to pana wypychają pana do Sejmu?
Są wkurzeni na Rafała Grupińskiego za to, że blokuje ustawę o książce – ważny element regulacji rynku wydawniczego. Wydaje mi się, że uznali, iż mam największe szanse na wejście do Sejmu. Sam chciałbym pozostawić po sobie nie tylko wydawnictwo, ale pewien model funkcjonowania rynku, który pomaga wszystkim. Szczególnie najmniejszym wydawnictwom, niezależnym księgarniom i autorom.
Interesuje pana jedynie rynek książki?
Oczywiście, nie. Ważne wydaje mi się także to, by reprezentować Poznań na Wiejskiej. Wiele rzeczy można zrobić na miejscu, ale zdecydowanie większe możliwości dla regionu daje Sejm i budżet centralny, z którego można zrealizować naprawdę ważne i potrzebne inwestycje. Jest też jeszcze jeden element – być może najmniej ważny – fakt, że mój dziadek przed wojną startował do parlamentu i niewiele brakowało, a by się w nim znalazł.
A co z tym rynkiem książki? Co konkretnie chciałby pan w tej materii zrobić?
Jest kilka rzeczy, które trzeba zmienić. Zacznijmy od twórców, bez których książek nie ma. Chciałbym przywrócić dla nich 50 proc. kosztów uzyskania przychodu bez żadnych limitów. Niedobre zmiany wprowadziła tu Platforma Obywatelska. Bardzo ważna jest też sprawa walki z monopolizacją rynku, poprzez wprowadzenie stałej ceny na książki na pewien czas.
Czemu to tak ważne dla rynku wydawniczego?
To jedyne narzędzie, które pozwala małym wydawcom uniknąć zdominowania przez dużą sieć księgarską. Taka sieciówka wymusza bowiem na wydawcy duże rabaty, ponieważ dużymi rabatami walczy z inną sieciówką.
Ktoś powie, że to niekorzystne dla konsumenta, bo nie będzie mógł taniej kupić książki.
Takie myślenie to duży błąd. Przez te rabaty mali wydawcy muszą przenosić koszty na konsumenta. Z góry z nadwyżką wyceniają książki, by po rabacie móc na niej zarobić. Ustawa o stałej cenie książki we Francji spowodowała, że ceny spadły. Co więcej ta ustawa uratowała małe księgarnie, które nie mogły konkurować z sieciówkami rabatami. Uratowała też różnorodność rynku wydawniczego.
Ale jak rabaty szkodzą tej różnorodności?
Kiedy znikają mali wydawcy i niezależne księgarnie, na rynku pozostają tylko najwięksi gracze. Rynek się globalizuje i salony księgarskie zalewają wyłącznie największe światowe hity. Nie ma miejsca na mniej znanych twórców i wydające ich małe wydawnictwa. Zawsze uważałem, że mali wydawcy są solą rynku wydawniczego i trzeba się o nich upomnieć. Mam też pomysł, jak zadbać o interesy czytelników.
Jaki to pomysł?
Odliczanie zakupu książek od podatku. To rozwiązanie, które funkcjonuje dziś we Włoszech. Nad Tybrem można sobie odliczyć 1000 euro. W polskich warunkach nawet 300-400 zł będzie dużą ulgą dla czytelników. Można za te pieniądze kupić kilka naprawdę dobrych książek, niekoniecznie moich, ale na przykład moich konkurentów. Nie ma też przymusu wykorzystywania ulgi. Dzięki temu poziom czytelnictwa na pewno będzie wyglądał lepiej niż dzisiaj.
Rozmawiał Tomasz Walczak