A jak będzie teraz? Czy afera taśmowa też obali rząd? Nie inaczej! Przecież politycy wyciągnęli wnioski z Rywingate, są wyczuleni na wszelkie przejawy niegospodarności, nepotyzmu, potrafią reagować błyskawicznie! I rzeczywiście: już po dwóch dniach pożegnaliśmy ministra rolnictwa. Czapki z głów, bo przecież twardych dowodów nie było. Taśmy Serafina i Łukasika to tylko poszlaki. Państwo zdało egzamin, tarcza antykorupcyjna działa razem ze standardami europejskimi, którymi tak jesteśmy zauroczeni.
Ale dość tego mydlenia oczu. Już teraz widać, że na dymisji Sawickiego się skończy. Że rząd miłości przetrwa, by dalej ciągnąć nas w przepaść. Że żadnej komisji śledczej nie będzie. Żadnej nowej grupy trzymającej władzę. Pawlak - niewinny. Tusk, choć jest szefem wszystkich szefów - tym bardziej. Najwyżej pokazowo usunie się kilka pasożytów, które żywią się państwową (czyli naszą) kasą. Reszta zostanie po staremu. Wyprowadzanie pieniędzy publicznych, prywata, kumoterstwo, synekury. Bo czołowi platformersi razem z niezastąpionym Niesiołowskim ustalili, że żadnej afery taśmowej nie było. Tak jak nie było hazardowej. Nie było Mira, Zbycha, Rycha, Grzecha
A wszystkiemu znów winny jest PiS. Bo "on pierwszy nagrywał ukrytą kamerą i to niestety przełożyło się na działaczy PSL-u" - jak radośnie stwierdził Stanisław Żelichowski. Ten sam, którego syn wyciąga miesięcznie z jednej ze spółek podległych Ministerstwu Rolnictwa 9 tys. zł. No tak, Kaczyński nie ma dzieci. Gdyby miał...
Tym bardziej to wszystko żałosne, że - jak czytamy - mimo Euro gospodarka mocno hamuje, produkcja spada, bezrobocie rośnie, tak jak zadłużenie państwa, którego nie jest w stanie przykryć kreatywna księgowość ministra Jana Vincenta
Ale wracając do Rywingate. Przynajmniej w jednym ta obecna, nieistniejąca afera jest do niej podobna. Tak jak 10 lat temu premier Miller, tak dziś premier Tusk miał wiedzieć o taśmach wcześniej, a sprawa została wstrzymana, żeby "odpalić" ją po Euro. A jeśli ktoś nie wierzy byłemu szefowi CBA Kamińskiemu, niech zaufa dziennikarzowi Sekielskiemu.
Przed dymisją minister Sawicki powiedział: "O siebie jestem spokojny". Przekonywał oczywiście o swojej uczciwości, a nie o tym, że miękko wyląduje w jakiejś spółce Skarbu Państwa. Tak jak minister Grad, który po tym, jak "uratował" polskie stocznie, został rzucony na odcinek energii jądrowej. Dlatego możemy być spokojni, że żadna elektrownia atomowa w Polsce nie powstanie. A na razie, zamiast wstrząsu politycznego, mamy trąby powietrzne. I trąbienie Millera o nagannych praktykach pod rządami Tuska.