Ale cofnijmy się do katastrofy. Nigdy wcześniej w naszych dziejach nie zginął za jednym "zamachem" przywódca państwa i jakże wiele ważnych osobistości. Na miejsce, w którym spadł samolot z polską elitą na pokładzie, pomoc przybyła dopiero po kilkunastu minutach. Dlaczego tak późno? Służby wyciągnęły z kadłuba część ciał. Ktoś rozpoznał zmasakrowane zwłoki głównego pasażera.
Raport Millera: dlaczego start nastąpił z opóźnieniem? Dlaczego samolot nietypowo się rozpadł?
Pojawiły się inne pytania odnoszące się również do początku lotu. Dlaczego start nastąpił z opóźnieniem? Czy atmosfera była nerwowa? Ostatecznie okazało się, że główny pasażer, zwierzchnik sił zbrojnych, przed wejściem na pokład był w dobrym humorze. Chwalił doświadczenie kapitana należącego do specjalnej jednostki powietrznej. Ale co tu się dziwić, przecież loty głów państw są obsługiwane przez wyselekcjonowanych pilotów. Kapitan zakomunikował: "Samolot gotowy". Ryk silników, start, spokojny lot
Zagadek jest o wiele więcej. Doszło do awarii urządzeń technicznych? Zdarzało się to wcześniej w tego typu maszynach. Przegląd techniczny przed odlotem wykazał jednak pełną sprawność. Podczas niedługiego przecież rejsu nikt z załogi też nie zgłaszał usterek.
Z przeprowadzonej później symulacji wynikało, że do katastrofy nie powinno było dojść. Ale dlaczego samolot tak nietypowo się rozpadł - to jedno z kluczowych pytań. Czy eksplodował? Przecież nie uległy zniszczeniu silniki i stery, rozpadła się przede wszystkim część pasażerska. A więc jednak zamach? Niektóre relacje wskazywały, że nie wszyscy zginęli. Jeśli uznać je za wiarygodne, to o kogo chodziło?
Pojawiła się też wersja o dobijaniu rannych.
Dlaczego wszystkie te wątpliwości nie zostały wyjaśnione, dlaczego prawda jest ukrywana? Dla gospodarzy kompromitujący jest sam fakt, że do tragedii doszło na ich terytorium.
Pozostaje jeszcze tajemnica pogrzebu. W ciągu kilku dni ciało głównego pasażera uległo znacznemu rozkładowi. Przecież nie miało prawa się tak stać. W końcu, po przewiezieniu do kraju, polski premier i naczelny wódz generał Władysław Sikorski spoczął na krakowskim Wawelu.
Tak, bo to nie jest opis katastrofy smoleńskiej, ale gibraltarskiej. To nie 10 kwietnia 2010 r., ale 4 lipca 1943 r. - przed chwilą obchodziliśmy kolejną rocznicę śmierci generała. Pomijając wiele istotnych różnic, zaskakująco dużo w obu tragicznych wypadkach podobieństw i analogii.
Prawdy o katastrofie gibraltarskiej, czy jak uważają niektórzy - zamachu na gen. Sikorskiego - nie poznaliśmy do dziś. Brytyjczycy utajnili dokumenty na 50, a potem na 100 lat - do 2043 r., ze względu na ochronę tajemnicy państwowej. Oficjalnie twierdzą jednak, że wszystko "już" wiadomo. Tak samo Rosjanie kłamią dziś o Smoleńsku.
A to w Moskwie właśnie - a nie w którymkolwiek z raportów strony polskiej - tkwi klucz do rozwikłania katastrofy smoleńskiej, czy jak uważają niektórzy - zamachu na prezydenta Kaczyńskiego. Czyli na prawdę o Smoleńsku, który swoim tragicznym żniwem wielokrotnie "przebił" Gibraltar, też poczekamy wiele lat. A może nie poznamy jej nigdy.
Następne pokolenia w podręczniku do historii przeczytają tylko tyle: 10 kwietnia 2010 r. polski prezydent Lech Kaczyński leciał na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Odważniejszy autor doda: w Rosji nie był lubiany...