"Rzeczpospolita" dotarła do nowych ustaleń w sprawie. Prokuratorzy ocenili, że przewód hamulcowy w aucie posła był niesprawny. - Odnotował to biegły, który badał stan techniczny auta. Uszkodzenie było między sztywnym a giętkim elementem przewodu. Odniosła się też do tego w swojej opinii Politechnika Łódzka, która nie dopatrzyła się podstaw do przyjęcia, że mogło dojść do celowego uszkodzenia. Na ten temat wypowie się też Instytut Sehna - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. - Coraz więcej ustaleń wskazuje na to, że są uzasadnione podejrzenia, że nie był to zwykły wypadek, ale na tym etapie nie można o niczym przesądzać - podkreśla w rozmowie z "Rz" poseł Tomasz Rzymowski.
Przypomnijmy: Do tragicznego wypadku w którym zginął poseł Rafał Wójcikowski doszło w czwartek, 19 stycznia. Pierwszą informację służby odebrały 6.25. Do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego zadzwonił jeden ze świadków zdarzenia. 10 minut później na miejsce tragedii wyruszyła karetka i dotarła na miejsce po 30 minutach. Równocześnie informacja trafiła do strażaków ze Skierniewic, ci przekazali ją również do OSP Paplin. - Ze zgłoszenia wynikało, że w wypadku jest jedna osoba poszkodowana. Nie było mowy o reanimacji, czy braku czynności życiowych - powiedziała Dziennikowi Łódzkiemu Ewa Wcisło, rzecznik WSRM w Łodzi. Na miejsce przyjechał również druga "erka" z Białej Rawskiej. Wokół akcji służb narosło jednak wiele wątpliwości.
Świadek, który zadzwonił do Polskiego Radia, stwierdził, że próbował ratować posła Wójcikowskiego. Z jego relacji wynika, że po dotarciu na miejsce wypadku ratownicy zamiast przystąpić od razu do reanimacji, najpierw wyciągnęli automatyczny defibrylator zewnętrzny, który w dodatku nie działał, więc próbowali go uruchomić. - Ja wiem, że takie są procedury, ale życie ludzkie jest chyba ważniejsze - stwierdził.