Marcin Duda był po służbie, razem z dziewczyną wracał z kina. Wtedy jego uwagę przykuło jadące zygzakiem ulicami miasta BMW. Kierowca miał trudności z utrzymaniem toru jazdy, ignorował znaki i przepisy. Gdy auto stanęło na światłach, syn szefa Solidarności zajechał mu drogę.
Kiedy podszedł do BMW, przez otwarte okno poczuł silną woń alkoholu. Żołnierz najpierw stanowczo poprosił pijanego kierowcę, by oddał kluczyki. Zdzisław S. jednak ani myślał posłuchać. Zaczął krzyczeć i grozić, że staranuje auto żołnierza. Wtedy Marcin Duda... wprawnym ruchem obezwładnił pijaka i wywlekł go z samochodu.
Patrz też: Wołomin - pijak rozjechał własną żonę
Po przyjeździe policji okazało się, że kierowca BMW był kompletnie pijany. - Miał we krwi nieco ponad 3 promile alkoholu - mówi Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. - Postawa mieszkańca naszego miasta jest godna uznania - chwali żandarma policjant. Również prezydent Gliwic zapowiedział, że nagrodzi Marcina Dudę.
Nic dziwnego, że przewodniczący Solidarności jest dumny z syna. - Zawsze starałem się wychowywać Marcina na dzielnego człowieka, który kiedy widzi, że komuś dzieje się krzywda, nie odwraca wzroku, tylko stara się pomóc - mówi "Super Expressowi" Piotr Duda, który sam jest komandosem z krwi i kości. W latach 80. służył w elitarnej VI Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Brał udział m.in. w naszej misji w Syrii.