Słowo "powołanie" zwykle kojarzy się z księdzem, zakonnicą, ewentualnie zawodem nauczyciela czy lekarza. Ale w swoim najnowszym felietonie Marta Kaczyńska udowodniła, że powołanie ma też inne oblicze. Prawniczka w tekście zatytułowanym "Powołanie", wspomina msze, w których brała udział, a były odprawiane w kościele na Starym Mieście w Warszawie. Chodzi o kościół św. Benona, który dla niej jest wyjątkowy: - W kameralnym, ascetycznie urządzonym wnętrzu kościoła mieszczącym zaledwie kilkanaście ławek, w nabożeństwach uczestniczyć może co najwyżej kilkudziesięcioosobowa grupa wiernych.
Jak wspomina bratanica prezesa PiS, w ciągu ostatnich lat bywała w tym kościele na kilku świątecznych mszach. To, co zwracało jej uwagę, to służba liturgiczna, a właściwie jeden mężczyzna służący do mszy: - Służył do nich zawsze ten sam człowiek. Szpakowaty, nieco przygarbiony, szczupły starszy pan. Cichym, stonowanym, radiowym głosem czytał Pismo Święte, zbierał ofiarę - opisała Kaczyńska. I dodała, że emanował spokojem i skromnością: - Sprawiał wrażenie człowieka mocno doświadczonego przez życie, o wysokiej kulturze i wyczuciu - napisała o mężczyźnie prawniczka.
Dopiero po śmierci mężczyzny, Kaczyńska dowiedziała się, kim był ten, który tak mocno zapadł w jej pamięci i który w pewnym sensie zafascynował ją swoją postawą. To profesor Ryszard Peryt, aktor, reżyser w Teatrze Narodowym czy w Teatrze Wielkim w Poznaniu, który w latach 90. został dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie, postać wybitna.
Kaczyńska wspomina, że profesor został odznaczony przez jej ojca, Lech Kaczyński uhonorował go Orderem Polonia Restituta za działalność opozycyjną, zaś prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Dlaczego akurat teraz Kaczyńska przypomniała postać skromnie i pięknie służącego do mszy człowieka? Właśnie pod koniec stycznia tego roku prof. Peryt zmarł.