Inna sprawa, że tym kłamstwem umieszczonym w pozwie próbowali odebrać wiarygodność "Super Expressowi". Chcieli pokazać, że wymyśliliśmy całe opisane przez nas zdarzenie, w którym zdenerwowana Hanna Lis uderzała swoim samochodem w stojące przed nią auto. Ta sztuczka nie udała się jednak Państwu Lisom. Sąd nie dał się nabrać. Jak to przełoży się na wiarygodność Państwa Lisów? Nie wiem, czas pokaże...
Przeczytaj koniecznie: Tomasz Lis manipulował w swoim programie
"Super Express" opisał, jak w kwietniu 2008 roku Hanna Lis swoją "orurowaną" terenówką uderzyła kilka razy w stojący przed nią pojazd. Pokazaliśmy zdjęcia dokumentujące zniszczenia. Niemałe było zdziwienie nasze, gdy w pozwie Lisów przeciw "Super Expressowi" przeczytaliśmy o tym zdarzeniu:
"Informacje zawarte w tym artykule są całkowicie niezgodne z prawdą. Pod posiadłością Hanny Lis nie doszło bowiem do żadnej stłuczki. (...) Należy także wskazać, że w celu zbadania okoliczności tego zajścia wezwana została policja, która jednak nie dopatrzyła się żadnych oznak wspomnianej stłuczki".
Tak też przed sądem zeznawała Hanna Lis: że wcale nie waliła swoim autem w auto przed nią. Tomasz Lis sugerował na sali sądowej, że nasze zdjęcia mogą być sfałszowane, ale... Problem w tym, że "SE" zdobył notatkę policji z tego zdarzenia (adwokat Lisów walczył z wielkim poświęceniem, żeby nie dołączać jej do akt sprawy). Policja i świadkowie potwierdzili naszą wersję. Słowa Hanny Lis miały się nijak do jej czynów. W prawomocnym wyroku sąd wyraźnie stwierdził, że to nie my kłamaliśmy. A historię z pozwu Lisów należy włożyć między bajki... Dla mnie z tej sprawy wynika następujący wniosek: Państwu Lisom można oczywiście wierzyć, ale nie fanatycznie...