Otóż na przykładzie słupskiego baru widać, że urzędnicy skarbowi robią, co chcą, mając zdaje się w kompletnej pogardzie rozum i sumienie. Urzędnicy kontrolowali wielokrotnie bar, który dostawał dofinansowanie od państwa, aż w końcu doszli do wniosku, że znalazł się pretekst, żeby ów bar zniszczyć. Pretekst jest wyjątkowo kretyński, bo ma nim być zakaz używania w takim dofinansowywanym barze przypraw. Czyli według urzędników byłoby w porządku, gdyby jedzenie w takim barze było wstrętne. Głupie? Głupie, ale co z tego, skoro ci właśnie urzędnicy wadliwe prawo mają po swojej stronie? Po swojej stronie mają też wadliwych (przepraszam, chciałem napisać "ważnych") polityków związanych z Platformą Obywatelską, którzy nie chcą zmienić tego prawa. Prezydent Komorowski związany jakoś z PO chce, a PO nie chce. Kiedy o tym piszę, zarzuca mi się, że biorę udział w kampanii Komorowskiego. Nieprawda! Nie biorę i nie mam zamiaru, ale chętnie wezmę udział w kampaniach wszystkich kandydatów, od których żądam deklaracji, że będą chcieli zmienić prawo na normalne, czyli na takie, w którym źle, nieprecyzyjnie napisane przepisy zawsze będą tłumaczone na korzyść obywatela, a nie na korzyść urzędników skarbowych. Urzędnik, który podjął decyzję w sprawie baru mlecznego w Słupsku, nie chce sprawy komentować i nie chce jej komentować cały urząd. Trudno się dziwić, bo jak tu komentować takie coś? Ten jaskrawy przypadek pokazuje wyraźnie, że dla dobra nas wszystkich trzeba fiskusowi wyrwać bat w postaci niszczenia podatników w zależności od własnego widzimisię. To państwo trzeba po prostu odzyskać dla ludzi, bo tkwi w jakichś niebezpiecznych, nieobliczalnych łapskach bohaterów Dostojewskiego.
Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Księża nie chcą donosić na pedofilów w swoich szeregach!