A na to Grecy: nie chce się nam. Wtedy spanikowani, a wcześniej beztroscy bankierzy namówili szefów krajów Unii, żeby coś zrobili. Wspólnie uradzili plan pomocy dla Greków, umorzenie dużej części zadłużenia, ale część niestety trzeba będzie spłacić. Normalnie Grecy powinni się cieszyć, ale jednak się nie cieszą i wcale nie mają ochoty spłacać długów. Bo spłaty wiązałyby się z ostrymi cięciami socjalnymi. I stąd właśnie pomysł premiera Papandreu, który chce spytać rodaków, czy przyjąć pomoc. Problem w tym, że Papandreu zna odpowiedź.
Według sondaży tylko niecałe 13 procent Greków jest zadowolonych z paktu pomocowego zaoferowanego przez Europę. Kiedy świat dowiedział się, że 11-milionowa, a więc stosunkowo mała Grecja nie ma zamiaru oddawać bankierom pieniędzy, indeksy giełdowe poleciały w dół. Grecy doskonale wiedzą, że tak za wiele to nie można im zrobić i sprytnie wykorzystują sytuację. Sytuację jako żywo przypominającą stary dobry żydowski dowcip.
Grecy niczym Icek w żydowskim dowcipie
Otóż w nocy zdenerwowany Icek chodzi po pokoju tam i z powrotem, tam i z powrotem. Wreszcie żona pyta go: Icek, co ty się tak denerwujesz? - A bo pożyczyłem od Arona z naprzeciwka 10 tysięcy złotych i nie mam mu z czego oddać - mówi Icek.
- Ty weź i otwórz okno i krzyknij: Aron, ja ci tych pieniędzy nie oddam - radzi mu żona. - A co mi to da? - pyta Icek. - Ty się wtedy przestaniesz martwić, a Aron zacznie - odpowiedziała rezolutna połowica.
Jak widać, premier Grecji doskonale znał ten dowcip i właśnie go twórczo wykorzystuje.