Więc zbierzmy fakty: Katarzyna W. przez dobrych kilka dni okłamywała policjantów, prokuratorów, męża, rodzinę, całą opinię publiczną, że jej córka została porwana przez nieznanego mężczyznę. Łgała przed kamerami jak najęta, płakała, urządzała obrzydliwy cyrk. Policja okazała się, nazwijmy to delikatnie, mało skuteczna. Dopiero kiedy do akcji wkroczył kontrowersyjny detektyw Rutkowski, Katarzyna W. powiedziała, że dziecko jej upadło, umarło i ona ukryła ciało. Co to za matka, która w takiej sytuacji nie dzwoni po pogotowie, nie wzywa ratunku, a ciała dziecka pozbywa się jak psa? Czy jakieś matołki chcą mi wmówić, że mam jej współczuć???
Dziś Katarzyna W. jest tam, gdzie jej miejsce, w areszcie, pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci. Nie znamy jeszcze wyników sekcji zwłok dziecka, nie wiemy, jak umarło. Tymczasem Katarzyna Kolenda-Zaleska zaprosiła do TVN24 Krzysztofa Rutkowskiego i rzecznika policji Mariusza Sokołowskiego. Znana dziennikarka na żywo, na wizji, publicznie zrobiła z siebie kobietę o bardzo małym rozumku. Rutkowskiemu, dzięki, któremu cała ponura sprawa została wyjaśniona, zarzuciła współpracę z "Super Expressem" przy nagraniu filmu. "Pan poszedł na układ z tabloidem, żeby wykonać publiczny lincz na tej kobiecie" - ze wstrętem mówiła o nagraniu, na którym matka przyznała się do winy. A Rutkowski na to, że on poszedł na układ z TVN24, czyli ze stacją, w której pracuje Kolenda-Zalewska, i która to stacja pokazywała to nagranie jako jedyna przez całe kilka dni! Przyznam, że dziennikarka TVN24, która bardziej współczuje wyrodnej matce niż nieżywemu dziecku, a w dodatku krytykuje własną stację za to, że publikuje demaskatorski film - to kuriozum, jakiego jeszcze w polskiej telewizji nie pokazywali. Brońmy TVN przed Kolendą-Zaleską!