Czy ksiądz w ostatnich swoich publicznych wypowiedziach, chcąc nie chcąc reprezentując jakoś Kościół katolicki, bredził odrobinę, czy też mówił mądrze? Sprawa nie jest jednoznaczna. Na przykład publiczna obrona Nergala, człowieka znanego z podarcia Pisma Świętego, była co najmniej karkołomna, a już słowa księdza Bonieckiego "Nergal reprezentuje pewien satanizm", w kontekście wstawiania się za nim, były po prostu intelektualnie pokraczne.
Oczywiście ksiądz Boniecki może prywatnie lubić satanistów, może nawet chodzić na ich koncerty, gdzie znieważana jest Biblia, ale czy jako zakonnik powinien publicznie dzielić się tymi swoimi sympatiami i szacunkiem do "delikatnego" Nergala? Dyskusyjne.
Obrońcy Bonieckiego - porwijcie go sobie z zakonu
Podobnie dyskusyjne są zapewne dla katolików słowa księdza dotyczące Janusza Palikota i obecności krzyża w Sejmie. Ksiądz Boniecki stanął murem za Palikotem, co akurat nie każdej osobie wierzącej musi się podobać.
Summa summarum, po kilku werbalnych wybrykach przełożeni zalecili księdzu Bonieckiemu radowanie się ciszą. I wtedy grupka liberalno-lewicowych publicystów dostała klasycznej histerycznej głupawki. Nie będę przytaczał ich idiotycznych argumentów, bo szkoda miejsca.
Czemu szkoda? A temu, że jak ksiądz Boniecki zdecydował się wiele lat temu wstąpić do zakonu, to zaakceptował fakt, że przełożeni mogą, kiedy chcą, nakazać mu na przykład milczeć. Koniec i kropka. Jeśli jednak postępowcy chcą bronić ks. Bonieckiego, to mogą porwać go z zakonu do dużego pokoju Szymona Hołowni i tam słuchać następnych jego rewelacji. Tylko najpierw, panowie, zapytajcie księdza gadułę, czy chce być porwany...