"Super Express" ujawnia dziś, że ktoś wyniósł (zdaje się ukradł) z Sejmu tysiące sztuk amunicji należącej do teoretycznie równie elitarnej co Biuro Ochrony Rządu straży marszałkowskiej. My zdaje się wiemy, kto wyniósł, ale z tak zwanej ostrożności procesowej jeszcze nie podajemy nazwisk. Straż marszałkowska podlegająca bezpośrednio szefowi Kancelarii Sejmu, a w konsekwencji marszałek Ewie Kopacz, musi dbać o bezpieczeństwo parlamentarzystów i o własną reputację. Reputacja złodziei amunicji to zagrożenie dla posłów i senatorów. To także antyreklama naszego państwa i naszej demokracji. Tu przypomnieć wypada kilka przepisów Kodeksu karnego, żeby ktoś nie powiedział, że przesadzam albo jak zwykle się czepiam: Art. 263. § 2. Kto bez wymaganego zezwolenia posiada broń palną lub amunicję, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. § 3. Kto, mając zezwolenie na posiadanie broni palnej lub amunicji, udostępnia lub przekazuje ją osobie nieuprawnionej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 4. Kto nieumyślnie powoduje utratę broni palnej lub amunicji, która zgodnie z prawem pozostaje w jego dyspozycji, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Krótko mówiąc, mamy poważne wątpliwości, czy obecny komendant straży marszałkowskiej panuje nad nią i powinien dalej pełnić swoje obowiązki. Oby z amunicji, która została skradziona z Sejmu Swoją drogą jest coś kuriozalnego i metaforycznego w fakcie, że elita odpowiedzialna za ochronę najważniejszych ludzi w Polsce okrada państwo