Więcej za masło, wodę, prąd, warzywa, owoce. Niemal codziennie informujemy o kolejnych podwyżkach plądrujących portfele nie tylko seniorów. Emeryci i renciści ze smutkiem patrzą w kalendarz, bo podwyżka świadczeń czeka ich dopiero na wiosnę. Wicepremier Mateusz Morawiecki (49 l.) oświadczył właśnie, że będzie ona ciut wyższa od tej, jaką zakładano.
Według wcześniejszych założeń przyszłoroczna waloryzacja rent i emerytur miała wynieść 2,4 proc., co dawało najbiedniejszym emerytom około 18 złotych podwyżki miesięcznie. Ale rosnące ceny wpłynęły w tym roku na inflację, która będzie wyższa od tej, jaką zakładano. - Aktualne prognozy makroekonomiczne wskazują, iż inflacja emerycka za rok 2017 wyniesie 102,1 proc. wobec dotychczas szacowanej 101,6 proc. (.) W związku z czym spodziewany wskaźnik waloryzacji ogółem wyniesie 2,7 proc. - informuje Ministerstwo Finansów. Jaki jest tego efekt? Podwyżka dla najbiedniejszych emerytów wzrośnie z 18 do około 21 zł. Mało!
Stanisław Kołodziński (71 l.), emeryt z Białegostoku: Podwyżkę zje drożyzna
- Mam 1600 zł emerytury i, oczywiście, przyda się każdy dodatkowy grosz. Ale przyszłoroczna waloryzacja niczego nie zmieni w życiu emerytów, bo po prostu nie zrównoważy rosnących cen w sklepach czy bieżących opłat. Najdroższe są leki. Sam, dzięki Bogu, jestem zdrowy, ale choruje moja żona Hanna (72 l.). Co trzy - cztery dni biegam po lekarstwa dla niej do apteki i za każdym razem muszę wydać 80-100 zł.