Oburzing zamiast argumentów
Gdy nie macie argumentów, gdy czujecie się niekompetentni to się oburzajcie. „To skandaliczne co pan mówi!”, „Hańba!” W ten sposób największy prymityw wygra z każdym tytanem wiedzy. Właśnie tę metodę zastosowano po wtorkowym przemówieniu w Parlamencie Europejskim filozofa z Krakowa, profesora Ryszarda Legutki.
Aż dziwne swoją drogą, że takiego sposobu nie zawarł w swoim słynnym podręczniku sztuczek stosowanych w dyskusji Artur Schopenhauer. Może w 19. wieku oburzing nie był jeszcze tak powszechnie stosowany. Teraz to podstawa. Szczególnie jak się nie ma żadnych argumentów, a już na pewno nie ma intelektualnej i merytorycznej infrastruktury by zmierzyć się na owe argumenty z przeciwnikiem.
Tak więc z okazji 70. lecia parlamentu, na który wszyscy się tak ochoczo zrzucamy, Ryszard Legutko nieco wyłamał się z cukierkowej atmosfery i stwierdził kilka dość oczywistych faktów. Po pierwsze, że instytucja ta jest kompletnie zideologizowana i oderwała się od rzeczywistych potrzeb wyborców. Po drugie, że nie jest demokratyczna. Nie jest demokratyczna, bo wątpliwe by posłowie, choćby z Niemiec, wybrani przez niemieckich wyborców, dbali o obywateli Polski, a mają taką kompetencję będąc w parlamencie dla całej Unii.
Są to argumenty dość mocne i trudne do obalenia. Na szczęście jest oburzing. Hańba! Kompromitacja! Skandal! Zagrzmieli europosłowie z lewicy i od Tuska, a za nimi kibicujące im media. Taka ładna impreza była, tak sobie z dziubków spijali, tak się znowu mogli poczuć europejscy, nowocześni, salonowi, a tu facet puścił bąka. Jak się jest tak niekompetentny jak pokaźna część naszej europarlamentarnej reprezentacji to oburzing okazuje się jedynym sposobem. Choć, chwileczkę, jest jeden argument przeczący tezom profesora Legutki. Jest bowiem grupa europosłów, którzy nie reprezentują interesów własnego kraju, a innych krajów. To między innymi ci z Polski, którzy go krytykowali.