"Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy" (sam Miller twierdzi, że jeszcze nie skończył), "Mówię do ludzi rozumnych, a więc nie do pana" (do Stefana Niesiołowskiego), "Mężne serce w kształtnej piersi" (o Aleksandrze Jakubowskiej) czy "Pan jest zerem, panie pośle" (do Zbigniewa Ziobry).
Wczoraj w Sejmie powstał nowy "milleryzm". Kiedy przedstawiciele Ruchu Palikota przerywali mu wystąpienie, rzekł do marszałek Nowickiej: "Pani marszałek, ta naćpana hołota nie jest mi w stanie przeszkodzić".
I oto od wczoraj funkcjonują obok siebie dwie nazwy: oficjalna - Ruch Palikota - i nieoficjalna: "Naćpana hołota". Etykietka "naćpanej hołoty" przyklei się na stałe do partii Palikota, bo to jest właśnie propagandowa siła "milleryzmów".
Zastanawiam się, czy pozbawiona jakiegokolwiek ideologicznego łącznika zbieranina Palikota będzie się gniewać na określenie "hołota". Może nie jest eleganckie, ale czyż nie jest trafne? Przecież sejmowi ludzie Palikota są właśnie przedziwną zbieraniną i zdaje się, są tego świadomi.
Wychodzi więc na to, że "hołotę" to całkiem przypadkowe towarzystwo teoretycznie mogłoby zaakceptować! Pozostaje pierwszy człon określenia "naćpana". No, tu chyba Palikocie towarzystwo powinno być nawet zadowolone.
Walczą przecież co sił do prawa naćpania się, a co poniektórzy z nich przyznają się oficjalnie, że ćpają. Czyż dla nich "naćpany" nie oznacza więc wprost: taki, jaki powinien być? I tak jak kubizm na początku był określeniem pogardliwym, tak już wkrótce "naćpana hołota" może być obojętnym emocjonalnie określeniem zwolenników Palikota.