Sławomir Jastrzębowski: Ktoś się na gó...nie poślizgnie?

2011-07-23 4:00

Agora, wydawca "Wyborczej", świętuje wyrok polskiego sądu. Pani sędzia (nieprawomocnie) kazała poecie Rymkiewiczowi przepraszać tę spółkę, bo wypowiedział się krytycznie wobec redaktorów "Wyborczej" właśnie. Krzywda redaktorów była wielgaśna. Tak szokująco bolesna, że sparaliżowani bólem nie byli chyba w stanie odpowiedzieć mu na własnych potężnych łamach. Więc powiedli do go sądu. Co prawda, deklarują ci redaktorzy, że wolność słowa jest im bliska, ale ta okazała się dla nich zbyt namacalna.

Sąd polski skazał poetę za słowa, a naród polski po wyroku się podzielił na tych, którzy kibicują Rymkiewiczowi, i na tych, którzy za Michnika ściskają kciuki (choć teoretycznie Michnik w procesie nie występuje).

Sielankę na Agorze zakłócił nieco znany prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ekspert Rady Europy w zakresie swobody wypowiedzi i wolności mediów Ireneusz Kamiński. Otóż dla tejże Fundacji w tejże sprawie przygotował opinię (można ją przeczytać w Internecie). Wniosek jest prosty, jeśli Rymkiewicz przegra w Polsce, i jeśli zdecyduje się na postępowanie w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, to tam wygra prawie na sto procent.

Skąd to przekonanie graniczące z pewnością? Otóż z bardzo podobnej sprawy, którą niedawno zajmował się strasburski Trybunał. Pewien węgierski dziennikarz skrytykował pewne węgierskie wino i nazwał boleśnie dosadnie: gównem. Spółka produkująca liche wino poleciała z dziennikarzem do sądu, jak Agora z Rymkiewiczem. Dziennikarz na Węgrzech przegrał, a w Strasburgu wygrał. Trybunał orzekł, że miał prawo mówić.

Wolność słowa zadziałała. Opinie, nawet tak nieeleganckie, są bowiem dużo lepsze i ważniejsze dla demokracji niż kneblowanie wyrokami poetów. Radość niektórych wydaje się przedwczesna...