- Ryszard Kalisz walczy o kontakty ze swoim synem ze względu na swój wizerunek medialny. Próbuje pokazać się jako wzór ojca, któremu "złośliwa porzucona kobieta" chce utrudniać kontakty z dzieckiem. Prawda jest taka, że on sam nie miał czasu na spotkania ze swoim synem i nie dbał o nie. Najważniejsza była dla niego polityka - przekonuje nas Inga Pietrusińska.
Nie potrafi zająć się dzieckiem
- Od narodzin naszego syna Ryszard Kalisz stawiał na pierwszym planie swoje sprawy zawodowe. Dziecko zawsze było na ostatnim miejscu. Nigdy nie utrudniałam mu kontaktów. Mimo założenia nowej rodziny (Kalisz ma żonę i drugiego syna - red.) mógł i nadal może widywać syna. Dlatego nie rozumiem zasadności złożonego wniosku do sądu. Do tej pory z synem widywał się sporadycznie po ok. 3 godziny raz na kilka tygodni, bo zawsze zajęty był ważnymi sprawami zawodowymi - dodaje. - Nigdy nie zajmował się dzieckiem, jak to opowiadał wielokrotnie w różnych mediach. Nie był w stanie dziecka nakarmić, przewinąć, wykąpać. Ryszard Kalisz nie ma pojęcia, że 18-miesięczne dziecko nie jada czekoladek z likierem, nie bawi się zabawkami przeznaczonymi dla dzieci powyżej 3 lat, bo są po prostu niebezpieczne dla takiego malucha. Kalisz nie jest w stanie zrozumieć, że 18-miesięczne dziecko nie jest dorosłym i nie jada takich posiłków jak on - podkreśla.
Czytaj: Nowy Breivik, Dylan Roof, zabił 9 osób bo były czarne
Potrzebuje ojca, a nie celebryty
- Bardzo bym chciała, aby Ryszard Kalisz miał i kontakt, i więź z synem. Ale nie mogę pozwolić, aby odbywało się to kosztem dobra dziecka. Kalisz nie jest w stanie rozpoznać, czy dziecko jest głodne, nie wie, jak się zmienia dziecku pieluchę, nie jest w stanie uspokoić syna, gdy płacze. Sam nalegał, abyśmy wyprowadzili się z Ignasiem za miasto, a teraz twierdzi, że jest to dla niego za daleko. Zapraszałam Kalisza do wspólnych zajęć z dzieckiem, np. na placu zabaw, ale pojawiał się tam na kilka minut, aby zrobić sobie zdjęcia z otaczającymi go fanami. Ignacy potrzebuje ojca, a nie celebryty - podkreśla.
Kalisz odpiera zarzuty
"To wszystko, co mówi Inga Pietrusińska, jest jej projekcją i nie ma nic wspólnego z prawdą. To, co ona mówi, to są opisy zmanipulowanych lub wyimaginowanych zdarzeń. To "Super Express" wykreował wbrew faktom Ingę Pietrusińską na moją partnerkę. Od wczesnej zimy 2013 roku jestem z moją żoną Dominiką w szczęśliwym związku. Było to prawie 3 miesiące wcześniej, zanim Inga Pietrusińska poinformowała mnie o ciąży. Zadbałem o nią. Miała najlepszych lekarzy i doskonałe warunki przy porodzie. Synem w sposób troskliwy opiekuję się od narodzin do dzisiaj. Odwiedzam syna co tydzień w weekendy i płacę wysoką kwotę co miesiąc na jego utrzymanie. Chodzę z nim do lekarza, byłem na wszystkich szczepieniach. Niestety, Inga Pietrusińska zabrania mi zabierania syna poza jej dom, nawet na uroczystości rodzinne czy też poznania przez niego młodszego braciszka. Wystąpiłem dla dobra dziecka do sądu o ustalenie kontaktów, żeby mógł spędzać czas z najbliższymi z rodziny. Najważniejsze dla mnie jest dobro mojego syna, jego rozwój i szczęście rodzinne" - napisał Kalisz na jednym z portali społecznościowych. Wczoraj sąd w Grodzisku Mazowieckim zdecydował, że do zakończenia sprawy będzie mógł w niedziele zabierać syna. Kolejna rozprawa we wrześniu.