"Super Express": - Czy nie ma pan wrażenia, że "Ucho Prezesa" wcale nie jest programem satyrycznym, tylko dokumentalnym? Np. gdy Jacek Sasin ogłosił plany utworzenia Wielkiej Warszawy, a chwilę potem prezes Kaczyński niemalże pyta go, czy Sasin chce zlikwidować najlepszą Warszawę, jaką mieliśmy w dotychczasowej historii... wypisz wymaluj pierwszy odcinek "Ucha Prezesa"!
Rafał Ziemkiewicz: - Myślę, że to raczej dowodzi tego, że Robert Górski wyczuwa pewne mechanizmy, które działają w prezesowskim gabinecie - i myślę, że nie tylko w tym na Nowogrodzkiej, ale także w gabinetach poprzednich prezesów, którzy Polską zarządzali.
- O tym, że Kaczyński lubi takie rozgrywki personalne, wiedzą chyba wszyscy. Ale pozostając przy sprawie Wielkiej Warszawy - jak pan sądzi, może to była taka klasyczna licytacja: najpierw proponujemy coś niemożliwego do realizacji, żeby później w opakowaniu kompromisu i tak przepchnąć to, co chcemy? Czy też poseł Sasin po prostu przeszarżował?
- Chodzi panu o sytuację podobną do tej z anegdoty o kozie rabina? Nie można tego wykluczyć, ale moje rozeznanie mechanizmów rządzących PiS - które oczywiście może być mylne - podpowiada, że raczej mamy do czynienia z wewnętrzną rozgrywką o to, kto ma kandydować jako przedstawiciel PiS do spuścizny po Hannie Gronkiewicz-Waltz. Zdaje się, że moment, kiedy ktoś zapuka rano do jej drzwi - i nie będzie to mleczarz - zbliża się wielkimi krokami, jakkolwiek PiS wyraźnie starał się opóźnić ten moment. I PiS będzie musiał wystawić swojego kandydata na prezydenta Warszawy - a nie jest tajemnicą, że są tu dwie silne frakcje i ewentualna trzecia kandydatura bez wyraźnego poparcia w partyjnym aparacie. Więc albo Jacek Sasin sądził, że wylansuje się tym pomysłem, albo ktoś go podpuścił do tego, żeby po prostu się wyłożył, i gdy przyjdzie do podejmowania decyzji, to padnie hasło - musimy postawić na młodość.
- Nie jest tajemnicą, że ta młodość to Jarosław Krajewski.
- I nie jest tajemnicą, że jest on forowany przez Mariusza Błaszczaka.
- Czyli nie jesteśmy tu sami, bo jest z nami Mariusz.
- Jest z nami Mariusz, czyli znów jesteśmy przy "Uchu Prezesa" - dlatego żałuję, że ten serial ma być zakodowany, no ale pewnie odżałuję te pieniądze na wykupienie dostępu. Choć to już osobna kwestia - wracając do sedna, możemy się tylko domyślać, jakie mechanizmy tu działają. Bo moje doświadczenie w obserwowaniu polityki mówi mi, że czasami człowiek dopatruje się nie wiadomo czego, a ktoś po prostu palnął głupotę, ktoś inny w nią brnął i tak wyszło, i nie ma w tym głębszych motywacji. Zresztą chcę zaznaczyć, że merytorycznie pomysł wcale nie jest do odrzucenia, natomiast sposób jego zgłoszenia ewidentnie zaszkodził PiS.
- Skoro chwilę temu wróciliśmy do "Ucha Prezesa", to chciałbym jeszcze zapytać o sprawę Misiewicza - pamiętamy scenę, gdy Kaczyński częstuje go cukierkiem, a Macierewicz każe wziąć dwa. Czy sytuacja, jaką obserwujemy z rzecznikiem MON, to pokaz siły szefa resortu obrony? Macierewicz udowadnia Kaczyńskiemu, że może się spóźnić na spotkanie z naczelnikiem tylko dlatego, że za późno wyszedł z domu?
- Nie tak żartobliwie. Mam wrażenie, że Antoni Macierewicz jest człowiekiem bardzo ciężkim we współpracy. Gdy zobaczymy jego całą karierę, to ona przypomina karierę Lenina - Macierewicz zawsze był tym najbardziej radykalnym i najbardziej skrajnym i zawsze w którymś momencie wraz z grupą swoich radykałów wychodził z ugrupowania, w którym był, i oskarżał je całe o zdradę. Z PiS prawdopodobnie nie wyjdzie, ale jest stałym problemem dla Jarosława Kaczyńskiego jako ten, który jest bardziej hop do przodu niż sam prezes. To powoduje, że jest idolem dla skrajnego, powiedziałbym megapisowskiego elektoratu. Gdziekolwiek się w Polsce pojawi, to ma pełne sale ludzi, którzy patrzą w niego jak w bożka. W związku z tym musi mieć swoją grupę, a w tej grupie bardzo ważne są mechanizmy lojalności - jeżeli odpuści w sprawie Misiewicza, to będzie to sygnał dla innych, którzy chcieliby rękami i nogami zaangażować się w popieranie Macierewicza, że może lepiej tak do końca się nie angażować, bo szef MON nie jest w stanie obronić swojego człowieka.
Zobacz: Joanna Kluzik-Rostkowska: Bartłomiej Misiewicz ważniejszy od prezesa PiS