"Super Express": - Donald Tusk rozprawił się z Grzegorzem Schetyną i zniknął. Domyśla się pan, co od dwóch tygodni porabia?
Rafał Ziemkiewicz: - Wydaje się, że robi wszystko, aby uniknąć pytań, na które nie potrafi odpowiedzieć. Choćby o to, jak zamierza w Polsce przeciwdziałać skutkom tego, co się dzieje w Europie. Myślę, że nie tylko ja chciałbym to wiedzieć.
- Podobno w zaciszach gabinetów kreśli też plany dla przyszłego rządu?
- Nawet jeśli tak jest, to wszystkie te przymiarki nie mają charakteru merytorycznego. Pokazał już, że kwestie, które mają zasadnicze znaczenie dla losów kraju i dobra wspólnego, podporządkowuje kwestiom wewnątrzpartyjnym. Boję się, że to jest dzielenie ministerstw tak, żeby żadna spółdzielnia nie wyrosła za duża. Jak słyszymy, służą temu również plany pewnych przekształceń w resortach nie w oparciu o merytoryczne kryteria, czyli co będzie dobre dla Polski, ale co będzie dobre dla Donalda Tuska.
- Z przecieków wiadomo, że w exposé premier ma skupić się na sprawach gospodarczych. Myśli pan, że clintonowskie "Gospodarka, głupcze!" będzie hasłem przewodnim najbliższych czterech lat?
- Myślę, że zlecono badania fokusowe, które mają wskazać, na jakie hasła Polacy zareagują. Intuicyjnie sądzę, iż w tej chwili dominująca emocja w kraju to trwoga przed utratą osiągniętej w ostatnich latach, bardzo gierkowskiej w swojej naturze, bo na kredyt, stabilizacji. Ponieważ miłość do Tuska się wyczerpała, a ciepła woda w kranach coraz chłodniejsza i na grill też coraz mniej można położyć, to premier sięgnie po nową socjotechnikę i będzie się starał zarządzać strachem obywateli.
- Jak ta socjotechnika może wyglądać w praktyce?
- Usłyszymy z ust premiera, że "może być źle, ale jeżeli mnie zabraknie, to będzie jeszcze gorzej". Myślę, że w exposé będziemy mieć tego przedsmak. Jestem przekonany, że padną hasła podobne do sławnych dziewięćdziesięciu dni spokoju Jaruzelskiego i pojawi się moralny szantaż, że teraz nas nie można atakować, bo walczymy z kryzysem, a kto nas krytykuje, ten sabotażysta.
- Agencje ratingowe, które wróżą, że w przypadku reform strukturalnych Polska może liczyć na wzrost ratingu. Niesłynący z zapędów reformatorskich premier włączy się w walkę o większą wiarygodność gospodarczą naszego kraju?
- Ratingi mają konkretne przełożenie na zdolność obsługi długu zagranicznego. O ile można uruchomić kampanię dyskredytującą agencje ratingowe dzięki różnym "autorytetom", o tyle jeżeli rynki, kierujące się nimi, zaczną wyżej wyceniać ryzyko polskich obligacji, to zabraknie nam po prostu pieniędzy. A obniżenie ratingów Polski może przyjść bardzo szybko, jeśli agencje nie dostrzegą starań rządu.
- Pierwszym testem wiarygodności rządu w sprawie reform ma być korekta budżetu, którą niedługo ma się zająć rząd. Jeśli nie spełni ona oczekiwań rynków, możemy być w poważnych tarapatach. Myśli pan, że Tusk zdaje sobie z tego sprawę?
- W ogóle nie wiem, na ile premier Tusk zdaje sobie z sprawę z powagi sytuacji. Z wielu drobnych przesłanek, które jako dziennikarz obserwuję, wnoszę, że niestety działa podobny mechanizm jak ten z czasów PRL, a opisany został przez Wojciecha Młynarskiego w piosence "Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy". To znaczy, rzesze urzędników starają się przedstawić sytuację na użytek swoich zwierzchników lepiej, niż ona w rzeczywistości wygląda. W ten sposób dezinformacja od dołu do góry coraz bardziej się nawarstwia. Wtedy to był Gomułka, a dziś niewykluczone, że taką babcią jest Donald Tusk.
- Tusk dostrzeże w końcu realne problemy, które są, ale umykają jego uwadze?
- Nie widać powodów, aby miał tak zasadniczo zmienić swoją filozofię rządzenia. Tym bardziej że wyraźnie zasugerowano już cel, jaki mu przyświeca. Pewien anonimowy współpracownik Tuska w "Gazecie Wyborczej" mówił niedawno, że jeżeli Platforma osiągnie dobry wynik w wyborach do PE w 2013 roku, a frakcja, do której ona należy zachowa większość, to premier będzie starał się o stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Jeżeli ten plan zrodził się w głowie Tuska, priorytetem będzie dla niego utrzymanie jak najwyższych słupków sondażowych, a to skazuje nas na ciąg dalszy stylu rządzenia, jaki obserwowaliśmy przez ostatnie cztery lata.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze"