"Super Express": - Po wyborach skończyła się aktywność rządu i premiera. Od kilku tygodni nikt nie wie nawet, gdzie jest i co robi Donald Tusk. Co się dzieje?
Rafał Kalukin: - Premier zapadł się pod ziemię, co - jak na pewien obyczaj demokratyczny praktykowany w Polsce od 20 lat - jest zjawiskiem niezwyczajnym. Spodziewałem się, że po wyborach, które Donald Tusk tak nieoczekiwanie łatwo wygrał, zacznie się w końcu coś konkretnego dziać w rządzie. Liczyłem, że poznamy jego skład personalny na najbliższe lata oraz dowiemy się, jaki ma on zarys programu działań. Niestety, premier zdecydował się na milczenie i ja tego szczerze nie rozumiem.
- Co do składu przyszłego rządu, słyszeliśmy, że zobaczymy w nim kilku ministrów ze starej ekipy. Premier nie przyznaje tym samym, że poprzedni rząd był - mówiąc delikatnie - słaby?
- Wśród polskich elit politycznych panuje dość powszechna opinia, że rząd w takim kształcie, w jakim funkcjonował w latach 2007-2011, mógłby mieć problemy z podołaniem wyzwaniom, jakie się rysują w tej kadencji. Stąd zapewne pojawił się ten pomysł - moim zdaniem jak najbardziej słuszny - gruntownej rekonstrukcji rządu.
- Czyli jednak porażka.
- Myślę, że to coś więcej. Silny przywódca polityczny - którym niewątpliwie jest Donald Tusk - wygrywając wybory, powinien potraktować głosy oddane na jego partię jak zobowiązanie. Uznać, że otrzymał silny mandat od społeczeństwa, który ma zapewnić Polsce stabilne rządy na najbliższe lata. Obawiam się jednak, że Tusk po sukcesie PO w ostatnich wyborach, stwierdził, że w polskiej polityce może robić już absolutnie wszystko, nie ponosząc żadnych poważniejszych konsekwencji. Tym samym zamiast reformami, zajął się konsolidowaniem władzy w obrębie Platformy Obywatelskiej, co - biorąc pod uwagę wielkie wyzwania najbliższych lat dla Polski - jest szalenie niefrasobliwe.
- Najbliższa kadencja Sejmu będzie znacznie bardziej wymagająca niż ostatnia?
- Tak, bo wszyscy widzimy, co się dzieje w strefie euro. Poza tym ze strony agencji ratingowych dochodzą wyraźne sygnały, że jeżeli polski rząd w szybkim czasie nie zacznie reform, nie zajmie się problemem wzrastającego deficytu budżetowego, to nasz rating zostanie obniżony. To z kolei może spowodować lawinę zupełnie niekontrolowanych i niebezpiecznych zdarzeń. Niestety, o ile na dzień dzisiejszy o Donaldzie Tusku spokojnie można powiedzieć, że jest szalenie sprawnym politykiem, to już jego zacięcie reformatorskie jest szalenie wątpliwe. Tusk po prostu nie ma duszy reformatora. Jego wizja administrowania państwa poprzez spokojne, ewolucyjne kroki być może byłaby bardzo dobra w czasach pełnej stabilności. Ale dzisiaj już wiemy, że przy takiej sytuacji gospodarczej jaką mamy, najbliższe lata nie będą należeć do spokojnych.
- Mówi się jednak, że w swoim exposé premier skupi się właśnie na sprawach gospodarczych.
- Ja się spodziewam raczej wystąpienia dość ogólnego, co nie znaczy, że tak obszernego jak cztery lata temu. Zapewne podtrzymana zostanie w nim ta antyreformatorska doktryna małych kroków i niewprowadzania bolesnych dla ludzi zmian. Myślę, że premier wybierze jeden, dwa obszary, które uzna za najprzydatniejsze z punktu widzenia cywilizacyjnego rozwoju. Typuję infrastrukturę oraz infromatyzację i nowe technologie. Ewentualnie jeszcze jakiś projekt zmian edukacyjnych.
- Czyli sprawy gospodarcze zejdą na plan dalszy?
- Gdybym widział w tym rządzie jakąś wolę dokonania gruntownej zmiany w finansach publicznych, tobym pewnie dzisiaj spodziewał się, że to zostanie jakoś w exposé zaznaczone. Jednak prędzej usłyszymy zachwalanie polityki gospodarczej ekipy Tuska w ciągu ostatnich czterech lat i przedstawiona zostanie co najwyżej jakaś propozycja zmian, które w gruncie rzeczy będą absolutnie kosmetyczne.
Rafał Kalukin
Publicysta "Wprost"