Oto mieliśmy ujawnioną farmę trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości (sic!) czy grożenie śmiercią szefowej Nowoczesnej przez pracownika straży marszałkowskiej. Z kolei gwiazdą kampanii opozycji stała się startująca z listy KO „satyryczka”, która swoim znakiem rozpoznawczym uczyniła happeningi, w których drwi m.in. z rozczłonkowanych ofiar katastrofy smoleńskiej. I gdy już w ocenie wielu osób (w tym niżej podpisanego) wydawało się, że absolwentka lalkarstwa na dobre wygrała konkurs na miano królowej polskiej nienawiści i hejtu, w kieleckim parku pojawiła się instalacja przedstawiająca wizerunek powieszonego i skrępowanego Artura Gierady. To poseł Platformy Obywatelskiej, lider świętokrzyskich struktur tej partii, kandydat Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. To, co stało się w Kielcach, jest przekroczeniem kolejnej granicy.
Osobiście znam posła Gieradę jeszcze z liceum. W kwestiach światopoglądowych różnimy się, i to mocno – Artur głosował za liberalizacją aborcji, ja jestem za zaostrzeniem obecnej ustawy. Mamy odmienne poglądy w sprawie LGBT, Kościoła i wielu, wielu innych kwestii. Ale naprawdę, inne poglądy, czy nawet wyznawane wartości, nie zmieniają faktu, że żyjemy w jednym kraju, który jest nasz. I możemy się pomimo nawet fundamentalnych różnic szanować. W kwestii poglądów spierać, a razem wypić browara czy obejrzeć mecz. Szkoda, że dziś po obu stronach barykady zwycięża nie twarz Solidarności, nauka św. Jana Pawła II, hasło „Zło dobrem zwyciężaj” bł. Jerzego Popiełuszki, ale obrzydliwa gęba republiki hejterskiej. Szambo już dawno wybiło, pływanie w nim sprawia przyjemność zbyt wielu osobom. Wiele środowisk (medialnych, politycznych, biznesowych) ma w plemiennej wojnie swój interes. Problem w tym, że wzajemna, podsycana nienawiść może doprowadzić do tragedii. A zbytnie rozchybotanie polskiej łodzi może być na rękę wpływowym siłom zewnętrznym. Niekoniecznie dobrze życzącym Polsce. A tu już robi się bardzo groźnie. I bynajmniej nie śmiesznie.