Protest medyków ruszył o godz. 12:00 sprzed gmachu Ministerstwa Zdrowia, następnie przeszedł ulicami Warszawy, aż pod gmach Sejmu, gdzie zaprezentowane zostały postulaty manifestantów. Uczestnikami wydarzenia byli lekarze różnych specjalizacji, organizacje pacjenckie, pacjenci i popierający postulaty medyków obywatele, zaś organizatorem – Porozumienie Zawodów Medycznych. Poparcie dla protestu wyraziły Naczelna Izba Lekarska oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy.
Czego domagają się medycy? M.in. zwiększenia środków przeznaczonych na ochronę zdrowia do min. 6,8% PKB, rozwiązania problemu kolejek i niedostępności świadczeń medycznych, podjęcia przez polityków realnych kroków wobec kryzysu w ochronie zdrowia w związku z pandemią koronawirusa oraz powrotu do stanu sprzed wprowadzenia tzw. tarczy 4.0, w której art. 37a KK – jak napisali organizatorzy protestu w oświadczeniu – „zrównuje medyków do przestępców i zabiera pacjentom szanse na życie”.
– Przyszliśmy tu, żeby wyrazić sprzeciw temu, co dzieje się w naszym kraju, bo chcemy leczyć w Polsce i chcemy leczyć jak najlepiej (…) Wiązanie rąk medykom odbiera szanse pacjentom. Epidemia pokazała jak wielkie są dziury w ochronie zdrowia, jak wielki jest kryzys – rozpoczęła serię przemówień przed Sejmem Katarzyna Pikulska, lekarka rezydentna OZZL, przewodnicząca stowarzyszenia Porozumienie Chirurgów SKALPEL.
Medycy wskazywali, że WHO także rekomenduje zwiększenie nakładów na służbę zdrowia. Lekarze wskazują, że przez niedofinansowanie rodzimej służby zdrowia tworzą się kolejki, a pacjenci oczekując na zabiegi niekiedy umierają.
– Finansowanie ochrony zdrowia w Polsce jest zdecydowanie niedoszacowane i niewspółmierne do potrzeb. Wszystkie procedury, które wykonujemy są znacznie droższe, niż to, ile jest przekazywanych pieniędzy na ochronę zdrowia. Przez to tworzą się systemowe kolejki, a pacjenci, którzy w nich czekają zdarza się, że umierają – załamywał ręce dr Bartosz Fiałek, reumatolog, przewodniczący regionu kujawsko-pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Uczestnicy manifestacji podkreślają, że problem jest także z leczeniem pacjentów, którzy chorują na tzw. choroby rzadkie. Zdaniem medyków ten sektor jest w Polsce pominięty, a na tle innych europejskich krajów, jesteśmy w nim na szarym końcu.
– Choroby rzadkie jeszcze do niedawna były nieuleczalne, a dziś stają się uleczalne ze względu na huraganowy postęp w medycynie. W tej chwili działa już biologia molekularna, farmakoterapia przeciwciał monoklonalnych, nowe schematy chemioterapii – to wszystko jest już osiągalne, tylko jest drogie – zauważył w rozmowie z Super Expressem Tomasz Samborski z ruchu „My przed/po transplantacji”, który 17 lat temu przeszedł operację transplantacji nerki.
Na kwestię innowacyjnych terapii, do których dostęp w Polsce jest ograniczony zwraca także uwagę dr Fiałek. – Połowa terapii onkologicznych, które są dostępne w Europie jest w ogóle w Polsce nierefundowana, a czasami niedostępna. Jest ogromny problem w polskiej medycynie, jeśli chodzi o innowacyjność. Przez to, że polska medycyna jest biedna, nie mamy możliwości stosowania dobrych metod leczenia – wyjaśnia dr Fiałek.
Prezydencki projekt ustawy o Funduszu Medycznym, który trafił do Sejmu zakłada uregulowanie kilku z poruszonych przez medyków kwestii. Projekt zakłada m.in. możliwość finansowania kontynuacji leczenia po wygaszeniu programu lekowego czy wprowadzenie listy technologii lekowych o wysokim poziomie innowacyjności.