Roman Szełemej to prezydent Wałbrzycha, prominentny działacz Platformy Obywatelskiej, a jednocześnie uznany kardiolog. Do września pracował w miejscowym szpitalu. Został z niego wyrzucony po tym, jak ujawniliśmy jego astronomiczne zarobki, które wynosiły ponad 400 tys. zł za kilka miesięcy pracy. Po naszych publikacjach urząd marszałkowski, który jest właścicielem szpitala, zlecił szczegółową kontrolę. Teraz została zakończona, a z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że Szełemejowi udowodniono pobieranie wynagrodzenia za dyżury, na których nie był obecny. Kontrolerzy wykazali dwa takie przypadki. Ich zdaniem Szełemej łamał też regulamin pracy, ponieważ nie przestrzegał nominalnego czasu pracy, a także nie rejestrował – przy pomocy karty – wejść i wyjść oraz nie podpisywał listy obecności.
Sporządzał też odręcznie zestawienie swoich dyżurów, które nie było jednak zatwierdzane przez ówczesne kierownictwo szpitala. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że dyrekcja szpitala zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Szełemeja. Śledczy zatem sprawdzą, czy złamał on prawo. Prezydent Wałbrzycha od czasu, gdy ujawniliśmy jego ogromne zarobki, nie odbiera od nas telefonu. W mediach jednak już wcześniej zapewniał, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a cała sprawa – jak twierdzi – to polityczny atak na niego.