"Super Express": - Podczas spotkania w Lesznie była premier, a obecnie wicepremier Beata Szydło zadeklarowała potrzebę wprowadzenia 500 plus na każde, również pierwsze dziecko. Okazało się, że o pomyśle tym nie wiedzą inni przedstawiciele rządu. Czy był to pewien prztyczek w kierunku premiera Mateusza Morawieckiego, początek dekompozycji formacji rządzącej, czy po prostu błąd komunikacyjny w obozie władzy?
Rafał Chwedoruk: - O, że błąd komunikacyjny, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Pytanie, czy stało za tym coś więcej. Dekompozycja, rozpad całej formacji, która rządzi i notuje doskonałe sondażowe wyniki, osiągnęła maksimum w sondażach i ma wszelkie perspektywy na rządy w kolejnej kadencji, byłaby absurdem, nie wchodzi więc w grę. Sama zmiana premiera była dość zaskakująca. Rozpatrywałbym to więc raczej w kategoriach indywidualnych.
- A konkretnie?
- Beata Szydło zdobyła gigantyczną popularność, była wręcz mitycznym premierem, któremu udało się osiągnąć gigantyczny polityczny, społeczny i ekonomiczny sukces. I teraz jej rola została zmieniona na czysto symboliczną. Na stanowisku wicepremiera do spraw społecznych, nie mając pod sobą żadnego ministerstwa, była premier albo będzie musiała nadzorować resorty, które generują napięcia społeczne, i łagodzić ewentualne konflikty, albo ma być wykorzystana jej osobista popularność. Ma być symbolem polityki społecznej, która odniosła sukces.
- Dobrze, ale co chce osiągnąć Beata Szydło, wysyłając do opinii publicznej sygnały sprzeczne z tymi wysyłanymi przez rząd?
- Aby nie znaleźć się na zupełnym marginesie, premier Szydło musi co jakiś czas rozwinąć sztandar i przypomnieć o swoim istnieniu. W najbliższej przyszłości była premier może pełnić rolę polityka dysydenta, który z partii nie chce odchodzić, ale od czasu do czasu chce zaznaczyć odrębne zdanie. Można wskazać cały szereg różnorodnych polityków, którzy w Polsce pełnili podobną rolę. Przed laty Jacek Kuroń potrafił się separować w kwestiach ekonomicznych od środowiska Unii Demokratycznej i Unii Wolności, partii, do których należał. W Sojuszu Lewicy Demokratycznej taką rolę pełnił Włodzimierz Cimoszewicz, którego zdanie było często odrębne od reszty partii. Z kolei w Platformie Donalda Tuska "dysydentem" był Jarosław Gowin.
- Dziś wicepremier w rządzie PiS.
- Owszem, ale pozycja Gowina w Zjednoczonej Prawicy jest znacznie wyższa niż w okresie działalności w PO. Natomiast na ten moment była premier Beata Szydło może pełnić rolę właśnie recenzenta i dysydenta w obozie dobrej zmiany.
- Co w ten sposób osiągnie?
- Utrzyma osobistą popularność. To wygodna pozycja, bo osoby takiej nie można się pozbyć, a jednocześnie odpowiedzialność spadająca na nią jest niewielka. Premier Szydło nie jest też politykiem mającym jakiekolwiek ambicje tworzenia własnych formacji politycznych, czego nie można powiedzieć o innych politykach w koalicji rządzącej. Beata Szydło jeszcze wzmocni w ten sposób swoją osobistą popularność we własnym elektoracie oraz umocni pozycję w partii. A w przyszłości w przypadku jakiegoś kryzysu ekonomicznego, społecznego, spadku notowań Mateusza Morawieckiego postawienie na popularną byłą premier i przywrócenie jej na funkcję szefowej rządu może być dla PiS opłacalne.
- Wróćmy jeszcze do deklaracji pani premier. Złożyła propozycję przyznania 500 plus na każde dziecko. Minister Elżbieta Rafalska i premier Mateusz Morawiecki muszą się tłumaczyć, dlaczego tego nie robią. Czy nie była to czasem szpila wbita w obecnego premiera?
- No, na tym polega trochę polityka, że wrzuca się coś społecznie chwytliwego, a potem inni muszą się z tego tłumaczyć. Natomiast Beata Szydło może umocnić swój wizerunek osoby dbającej o dobrostan Polaków. To dzięki programom społecznym PiS przebił szklane sufity poparcia. A Beata Szydło kojarzona jest właśnie z reformami społecznymi.