„Super Express”: - Donald Tusk przedstawił plan „Polska. Rok przełomu”. Wygląda to jak ulubiona dla tego polityka ucieczka do przodu. Jaki cel przyświeca premierowi?
Prof. Rafał Chwedoruk: - Myślę, że to jest logiczny kierunek rozwoju tego rządu. Jeśli popatrzeć na polskie wybory w XXI wieku, to w większości kampanii wyborczych tematyka społeczno-gospodarcza okazywała się być rozstrzygająca. Dla tej części wyborców, którzy są zdecydowani w swoich preferencjach, poziom życia codziennego jest podstawową determinantą decyzji wyborczych. Platformy Obywatelska i w 2005, i w 2015 r. przegrała wybory prezydenckie w olbrzymim stopniu za sprawą nie odniesienia się do społecznych nastojów właśnie w sferze społeczno-gospodarczej. Pamiętamy m.in. dziwaczną propozycję podatku liniowego, pamiętamy słynne teledyski PiS-u z pustą lodówką na skutek takiej polityki. W 2015 r. Bronisław Komorowski zebrał polityczne żniwo między innymi podniesienia wieku emerytalnego. Po drugie, wreszcie, legitymizacją tego rządu, który ma bardzo różnorodne zaplecze społeczne, często zaplecze o sprzecznych wewnętrznie interesach, był fakt, że nie jest to rząd Prawa i Sprawiedliwości. I ta legitymizacja zaczęła się wyczerpywać. Mamy więc otwarcie nowego etapu poszukiwań innych źródeł legitymizacji tego rządu.
- Premier Tusk zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne przy urnie są kwestie gospodarcze. A zwłaszcza ceny energii. Już wcześniej przestrzegał, że ceny energii mogą zmieść niejeden demokratyczny rządu w Europie.
Prof. Przemysław Sadura: - Zagrożeniem są przede wszystkim nastroje społeczne, z których Donald Tusk zdaję sobie sprawę. Wskazują na to nie tylko badania, które robiliśmy ze Sławomirem Sierakowskim na rocznicę wyborów. Tych badań było więcej, ale ich wyniki są zbieżne. Pokazują, że nastroje są raczej negatywne. Strona prawicowa jest mobilizowana takimi silnymi emocjami strachu i złości. Natomiast jeśli chodzi o stronę demokratyczną, wyborców koalicji rządowej, to tam dominują też negatywne emocje, ale takie raczej niemobilizujące. To jest rozczarowanie przede wszystkim właśnie sytuacją gospodarczą. O ile w różnych wymiarach ten rząd jest oceniany dobrze, to akurat jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną, wszyscy raportują, że dostrzegają stagnację albo wręcz pogorszenie się ich sytuacji. Z tym coś trzeba zrobić. Zastanawiam się tylko, na ile zaprezentowany przez Donalda Tuska plan był rzeczywiście przygotowany przez specjalistów od ekonomii, a na ile przez specjalistów od marketingu politycznego.
- Prezentacja planu wydaje się odpowiedzą na taką stagnację kampanii prezydenckiej. Co się dzieje?
Prof. Chwedoruk: - Nic. Po prostu Platforma Obywatelska Anno Domini 2025, to nie jest Platforma Obywatelska Anno Domini 2009 czy 2010. Nie jesteśmy w sytuacji, w której PO przekracza 40 proc. poparcia i jest w stanie sama rządzić. Można powiedzieć, że Rafał Trzaskowski tkwi w kręgu wyborców Platformy oraz części wyborców innych formacji, w tym Lewicy. Siłą Trzaskowskiego jest to, że druga strona wyraźnie przyjęła taktykę raczej przetrwania tych wyborów, aniżeli dążenia do zwycięstwa. W tych wyborach możliwości mobilizacyjne Prawa i Sprawiedliwości są dużo mniejsze niż w kampaniach parlamentarnych. Platforma stara się też uniknąć błędu Bronisława Komorowskiego z 2015 r., który będąc politykiem raczej salonowym w odpowiedzi na rosnące notowania Andrzeja Dudy posłuchał popierających go felietonistów, którzy nawoływali do tego, żeby nie trwał biernie, nie czekał na to, aż poparcie urośnie Andrzejowi Dudzie jeszcze bardziej tylko, żeby „ruszył w lud”. Ruszył w lud i zaczęły się dopiero prawdziwe problemy, ponieważ nigdy nie był przygotowywany do tego typu roli. I póki co, przy wszystkich swoich meandrach Rafał Trzaskowski zachowuje bezpieczną przewagę w kontekście drugiej tury nad Karolem Nawrockim, co może wielką sztuką nie jest, ale tym niemniej nie ma powodów do strategicznych obaw. Prawdziwe problemy rzeczywiście zaczną się dopiero po wyborach prezydenckich.
- W tle prezydenckiej kampanii pojawiają się głosy o tarciach w koalicji rządowej. Czy następnym ruchem premiera Tuska będzie rekonstrukcja rządu? Czy takie działania ma sens?
Prof. Sadura: - Z marketingowego punktu widzenia zawsze ma sens. Żyjemy w takich takiego trochę zwrotu populistycznego, a to oznacza personalizację polityki, skupienie się na liderach. Dużo jest w dzisiejszej polityce zagrań pod publiczkę, dużo jest pustej retoryki i pustych gestów, ale lud to lubi, lud to kupuje. Więc każda rekonstrukcja rządu daje szansę pokazania premiera Tuska w roli demiurga, a to mu służy. Raz, że on w tym dobrze wypada i się w tym odnajduje, ale dwa – utrwala i mobilizuje twardy elektorat Platformy. A ten twardy elektorat Platformy już stanowi większość w ogóle wyborców tej formacji. Natomiast zapytałbym, czy rekonstrukcja ma sens z punktu widzenia sprawności rządzenia państwem. Tu mam poważne wątpliwości. Pamiętajmy też, że Donald Tusk jest doświadczonym politykiem i każdą decyzję rozpatruje pod względem jej użyteczności w trwającej kampanii wyborczej.
- Jak obstawia prof. Chwedoruk? Co przeważy przy decyzji w sprawie ewentualnej rekonstrukcji – marketing polityczny czy sprawność w zarządzaniu państwem?
Prof. Chwedoruk: - Zamiast słowa „marketing” chętniej użyłbym właściwego dla tej sfery oddziaływania pojęcia, to znaczy propagandy. Marketing polega m.in. na tym, żeby propagandę nazwać marketingiem. Natomiast pamiętajmy, że polityka jest permanentnym przetargiem. Negocjacje są czymś nieustannym na wszelkich jej poziomach, włącznie z tym najwyższym, jeśli chodzi o politykę w skali kraju, to znaczy poziomem rządowym. I każde kolejne wybory są swoistym urealnieniem sondaży, którymi politycy posługują się na co dzień jako swoistą kartą przetargową. Więc nie ulega wątpliwości, że to samo w sobie wymusi pewnego rodzaju zmiany. Kandydat Platformy jest faworytem i zapewne wygra bez powiedziałbym fanfar podobnych do triumfów Rafał Trzaskowskiego w wyborach na prezydenta Warszawy. Natomiast duże znaki zapytania towarzyszą pozostałym koalicjantom. W przypadku Lewicy, jak sądzę, wynik rzędu 4-5 proc. Magdaleny Biejat utrzyma status quo. Natomiast w przypadku Szymona Hołowni, jeśli większość aktualnych sondaży potwierdzi się, będzie to polityczna katastrofa. Katastrofa, w której efekcie Trzecia Droga będzie musiała osłabnąć wewnątrz rządu. Wewnątrz samej Trzeciej Drogi Ludowcy, mimo swojej słabości sondażowej, ale zachowując wciąż potężne struktury lokalne, staną się jeszcze mocniejszym podmiotem. Zaś Szymon Hołownia powoli będzie musiał się godzić z drogą podobną do Ryszarda Petru czy Pawła Kukiza. To znaczy po prostu zostania niemalże szeregowym politykiem w obrębie większej koalicji. Natomiast przy całej tej rekonstrukcji Donald Tusk musi zdawać sobie sprawę z jednego wyzwania – Platforma Obywatelska sama nie będzie stanie uzyskać wyniku gwarantującego samodzielne rządy. Jeśli Donald Tusk chce dalej rządzić, musi podtrzymywać przy życiu przynajmniej część swoich koalicjantów. Tym samym po wyborach prezydenckich na nowo będzie kształtowała się równowaga polityczna. Aczkolwiek nie znaczy to, że nastąpi jakieś wywrócenie stolika, czy jakiś zupełnie nowy ład.
- Nawet jeśli Szymon Hołownia nie zechce dać się zepchnąć do roli szeregowego posła koalicji i np. odmówi ustąpienia z pozycji marszałka Sejmu. Przecież umowa koalicyjna zakłada, że pozycja marszałka jest rotacyjna, w połowie kadencji powinien to stanowisko przejąć szef Lewicy Włodzimierz Czarzasty.
Prof. Sadura: - Rola Szymona Hołowni raczej nie będzie miała dla przyszłości koalicji rządowej większego znaczenia. Nawet gdyby miały wzmocnić się jakieś jakieś siły odśrodkowe w Trzeciej Drodze. Które – dodajmy – są w zasadzie od samego początku obecne w tej formacji. Trzecia Droga to jest taka dosyć egzotyczna koalicja, sklejona z elektoratów, które nie mają ze sobą nic wspólnego i nawet za sobą wzajemnie nie przepadają. I o ile lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz mógłby liczyć na jakąś sympatię wyborców Szymona Hołowni, to bez wzajemności jeśli chodzi o sympatię wyborców ludowców w stosunku do Hołowni. Może oczywiście dojść do rozpadu Trzeciej Drogi albo tak zwanych przetasowań, licytacji. Wydaje się jednak, że Polskę 2050 czeka w ostateczności los Nowoczesnej Ryszarda Petru. W zasadzie start Szymona Hołowni w tych wyborach miał być próbą zapobieżenia tej katastrofie politycznej.