PiS przed wyborami prezydenckimi przyjął niezwykłą dla tej partii taktykę, wynikającą z delikatności Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Nie odpowiadano żadną agresją.
Było w tej skutecznej taktyce wiele godności i trochę pozy męczennika. Ludzie to docenili, co widać było w wyniku sondaży partyjnych i w wyniku wyborów, w których Jarosław Kaczyński prawie odrobił straty.
Kiedy wszystko szło dobrze, PiS wrócił do języka brutalności, agresji, niechęci, a może nawet nienawiści. Zniknęła Kluzik-Rostkowska, a pojawił się Joachim Brudziński i jego niechlubna "ruska trumna", czy Antonin Macierewicz, który powiedział o zbrodni w Smoleńsku, co większość ludzi przyjęła z połączeniem niesmaku i niedowierzania.
I wtedy właśnie uratowano Janusza Palikota. Wczorajsze pogrożenie mu palcem przez komisję etyki nie ma prawie żadnego znaczenia. Platforma zrozumiała, że potrzebuje faulującego gracza, ponieważ druga strona nie ma litości w faulach i agresji. Janusz Palikot na pewno więc nie zostanie wyrzucony ze swojej partii. Znów odniósł spektakularny sukces. Ograł przeciwników, jak tupiące nóżką nierozumne dzieciaki.
Gdyby PiS zrozumiał proste zasady rządzące w polityce, mógłby zmieniać postępowanie. Gdyby.