Zaczęło się niewinnie. Sanocki w ubiegły piątek przyjechał ze schorowaną 80-letnią macochą na kontrolę do nyskiego szpitala. - Tam nie ma parkingu, więc wysadziłem macochę tam, gdzie stają karetki, posadziłem na wózku i postawiłem samochód najbliżej wejścia jak to możliwe. Stanąłem na zakazie, ale nie miałem wyjścia – relacjonuje nam poseł. Po wizycie w szpitalu Sanocki udał się z macochą do samochodu – A tam blokada! Trzeba być naprawdę niemądrym człowiekiem żeby w takim miejscu polować na kierowców. Przecież to jest debilizm skończony! - bulwersuje się Sanocki. Poseł zadzwonił więc do Straży i nie przebierając w słowach zażądał: „Matoły, zdejmijcie tę blokadę.” Dostało się również stróżom, którzy przyjechali na miejsce usunąć blokadę. Poseł miał wtedy powiedzieć żeby wsadzili ją sobie w d.... - Nie potraktowałem za ostro strażników. Postąpiłem adekwatnie do sytuacji. Przecież nikogo nie walnąłem butem w głowę – mówi nam poseł. Innego zdania jest komendant nyskiej Straży Miejskiej w Nysie. – Rozumiem, że był zdenerwowany, ale nic nie upoważnia wybrańca narodu do tego, aby innych obrażał, a szczególnie na służbie – mówi nam Grzegorz Smoleń. - Ci, którzy stawiają auto na zakazie pod szpitalem robią to z czystego lenistwa. Przecież można zaparkować kawałek dalej – kwituje komendant. I dodaje, że poseł nie poniesie żadnych konsekwencji.
Zobacz: Janusz Sanocki chce wolnych piątków, a w Sejmie śpi już w środę!