Władysław Frasyniuk

i

Autor: Maciej Kulczyński

Władysław Frasyniuk: Pamiętajmy o bohaterach

2012-12-11 3:00

Zbliża się kolejna rocznica ogłoszenia stanu wojennego. Odpowiedzialni za zbrodnie do dziś nie ponieśli kary. Ofiarom i bohaterom tamtych czasów należy się nasza pamięć...

"Super Express": - Przejrzałem kilka wywiadów z rocznic 13 grudnia. Uderzyło mnie, że ludzie Solidarności, jak pan, mają sobie wiele do zarzucenia. Za to Wojciech Jaruzelski zawsze czuje się mężem stanu, który "uratował" kraj. Podkreśla, że jeszcze raz zrobiłby to samo.

Władysław Frasyniuk: - On broni swojego stanowiska, gdyż co musiałby powiedzieć, gdyby je zmienił? Musiałby przyznać publicznie, że tak naprawdę był namiestnikiem, wasalem wielkiego rosyjskiego imperium. Że był strażnikiem tego, że Polacy muszą podporządkować się sowieckiej machinie. Od pewnego czasu każda rocznica nie polega jednak na szukaniu prawdy, ale budowaniu jakichś fałszywych świadectw historycznych.

- Na przykład?

- Choćby 11 listopada, kiedy wielu ludzi dla świętego spokoju postanowiło pójść w marszu z prezydentem Komorowskim. I oddać hołd ludziom, którzy są chyba najlepszym przykładem konfliktu polsko-polskiego: Piłsudskiemu i Dmowskiemu. Lepszym przykładem byłaby rocznica Sierpnia '80. To rocznica otwartości, tolerancji, dialogu, przyzwoitości. I to byłby dobry fundament dla państwa. A nie ważny spór, ale jednak sprzed stu lat.

- Rocznicę 13 grudnia należy świętować? Już słyszę te jęki, że świętujemy tylko klęski...

- Świętować. I wcale nie jako klęskę. Władza decydując się na stan wojenny, pokazała, jak społeczeństwo jest silne i solidarne, że komuniści muszą uciekać się do takich metod. To jest data pokazująca, jak wielu ludzi było odważnych. I od kilkunastu lat cierpię, widząc w telewizji ten sam przekaz: kilka tych samych, najstraszniejszych zdjęć, przekaz Jaruzelskiego... Pokazujemy klęskę. Przekaz 13 grudnia powinien być uniwersalny: każda władza, która nie prowadzi dialogu z własnym społeczeństwem i podnosi rękę na swoje społeczeństwo, przegrywa.

- Pamięta pan takie badanie opinii publicznej, chyba z końca lat 90., w którym więcej ankietowanych oceniło pozytywnie rolę ZOMO i PZPR niż Solidarności?

- Pamiętam. I przemilczanie pozytywnej strony tamtych lat zależy w dużej mierze od osób publicznych jak prezydent i premier. I nie przypominam sobie, żeby prezydent lub premier wystąpili 13 grudnia, dziękując Polakom, anonimowym bohaterom, za odwagę, determinację, z której dziś korzystają. Wymogi konspiracji sprawiły, że wielu pozostaje nieznanych. Aktywniejsza jest ta część, która odreagowuje pewne kompleksy. Stąd to ZOMO, PZPR, pozytywna ocena stanu wojennego, Jaruzelskiego.

- Nie zabrakło osądzenia Jaruzelskiego i jego junty wojskowej? Wyraźnego wskazania winnego?

- Zabrakło. Nie mówię o więzieniu, sam siedziałem i nikomu tego nie życzę. Ale wyrok skazujący nazwałby prawdę po imieniu. Ci ludzie nawet w świetle prawa PRL byli pospolitymi przestępcami. Na moim procesie w 1982 roku mecenas Edward Wende wygłosił mowę, która to wytykała. Niedawno potwierdził to Trybunał Konstytucyjny. Do tego te żałosne "przeprosiny" Jaruzelskiego, to wmawianie, że "mniejsze zło"... To "mniejsze zło" rzuca się cieniem na całą dzisiejszą Polskę. Nie można usprawiedliwiać łamania prawa, podnoszenia ręki na własne społeczeństwo.

- Przez cały rok czytam, że kraje Ameryki Południowej sądzą swoich dyktatorów. Nie jesteśmy chyba mniej normalnym krajem niż Chile czy Argentyna?

- Nie, ale tamte społeczeństwa mają chyba większy zasób energii niż Polacy. Jesteśmy bardziej okaleczonym społeczeństwem. Brakuje niestety też tego, o czym mówiłem. Przy okazji rocznicy Sierpnia widzimy Lecha Wałęsę pod pomnikiem samego, a później innych ludzi osobno. Ale nie widzimy aktualnie panującego prezydenta, który wychodzi przy okazji radosnych, solidarnościowych świąt i przypomina zapomnianych bohaterów, zwykłych ludzi.

- Pamiętam, że prezydent Lech Kaczyński się o tych ludzi upomniał. I chwalili go za to nawet przeciwnicy.

- To prawda i akurat ta część działalności Lecha Kaczyńskiego jest godna naśladowania. Lech Kaczyński sam brał udział w podziemnej Solidarności i rozumiał, dlaczego zwykli ludzie mają prawo czuć się dziś rozczarowani, zapomniani. Spotykał ich, pamiętał.

- Przecież prezydent Komorowski i premier Tusk też brali udział w podziemnej Solidarności. Oni tych zwykłych ludzi nie spotykali? Nie pamiętają?

- Cóż, może gdy przed 13 grudnia przeczytają ten wywiad w "Super Expressie", to prezydent bądź premier przypomną sobie i powiedzą te słowa, na które ci ludzie czekają od ponad 20 lat.

Władysław Frasyniuk

Przywódca podziemnej Solidarności