Że będą renty, wakacje dla sierot i, co najważniejsze, będzie śledztwo. Śledztwo, które wyjaśni okoliczności. Rozwieje wątpliwości. Odpowie na pytania i rzuci nowe światło.
Potem zapada cisza. Cisza, która w tym przypadku jest zabójcza. Bo podczas gdy jedno śledztwo ciągnie się latami, gdy odpowiedzialność za posyłanie ludzi na śmierć się rozmywa, każdego dnia tysiące innych górników zjeżdża kilometr pod ziemię, by zarobić na chleb. Na Śląsku wszyscy wiedzą, że w górnictwie liczy się tylko to, by wydobyć więcej węgla. Tak było zawsze. I w czasach bezdusznego kapitalizmu w XIX wieku i socjalizmu, kiedy z jednej strony górników stawiano na piedestale, a z drugiej zmuszano do nadludzkiego wysiłku i bezsensownej rywalizacji przodowników pracy.
Niestety, okazuje się, że i teraz nic się nie zmieniło. Na początku tego roku zapadły pierwsze wyroki w sprawie śmierci 23 górników w kopalni "Halemba". Kilku pracowników dozoru, którzy doskonale zdawali sobie sprawę, że warunki panujące pod ziemią grożą śmiercią, dostało śmieszne kary w zawieszeniu (od dwóch miesięcy do czterech lat). Jak dotąd sprawiedliwość nie dosięgnęła nikogo z kierownictwa kopalni. Może za kilka miesięcy któryś z dyrektorów pójdzie za kraty.
Mało kto jednak o tym wtedy napisze. W ogóle o warunkach panujących w polskich kopalniach będzie znowu cicho. Do czasu następnej tragedii. A wtedy... Wiadomo. Politycy bez krawatów, za to ze łzami w oczach będą opowiadać, jak bardzo współczują rodzinom, że nikt nie zostanie sam w swoim nieszczęściu i o tym, że będzie śledztwo...