Od tej kupy desek zapaliły się drewniane pomosty podwieszone pod mostem. Nie pytajcie, dlaczego drewniane. Nikt nie wie. I tak się ten pożar palił, aż się na dobre rozpalił, no i przyjechali go gasić. Gasili, gasili, a jak ugasili, to się okazało, że most się zepsuł na dobre i będą go naprawiać dwa lata za kilkaset milionów.
Miasto się troszkę zakorkowało, bo most zamknęli. Wtedy wyszła na konferencję prasową pani prezydent tego miasta i rozkładając ręce, wydukała, że ona nie ma żadnego pomysłu, co z tym zrobić. No, może poza wytyczeniem stu osiemdziesięciu sześciu nowych buspasów.
Przy okazji okazało się, że most nie miał żadnego monitoringu, żadnych kamer, czujników dymu czy temperatury - nic. Miał za to wiązkę nielegalnie położonych nocą światłowodów. Dało się je tam położyć, bo - jako się rzekło - monitoringu nie było.
W tejże samej stolicy była sobie tęcza ze sztucznych kwiatów, ustawiona w miejscu, gdzie pasowała jak pięść do nosa. Ale była bardzo słuszna ideologicznie, bo zrobiła ją artystka nowoczesna, która w ten sposób chciała sławić tolerancję, różne mniejszości i inne takie rzeczy, o których z wypiekami na twarzach rozmawiają hipsterzy w kawiarniach w wielkich miastach, siedząc nad swoimi komputerkami i tablecikami z jabłuszkiem.
Tęcza miała tę przypadłość, że nie podobała się jakimś niepostępowym głupkom, faszystom po prostu, i ci faszyści lubili ją podpalać, jak to faszyści. No więc to miasto wydało duże pieniądze, żeby tęczę odbudować, zabezpieczyć, następnie obstawić kamerami, tryskaczami oraz strażą miejską i policją przez 24 godziny na dobę.
No i tak się złożyło, że tęcza nie spłonęła, a most spłonął. Więc teraz kierowcy jeżdżący po stolicy, stojąc w korkach, mogą sobie na tę tęczę popatrzeć, jeśli akurat będą w pobliżu.
I to wszystko ma jedną zasadniczą zaletę. Jeśli gdzieś tam siedzą jacyś terroryści, którym mogło przyjść do głowy, że fajnie by było zrobić w tym mieście w Polsce jakiś zamach, to przecież muszą się teraz pukać w głowę.
- Ty, Muhammad, zwariowałeś? Po co my się tam mamy pchać z bombą i coś im tam wysadzać? Im nic nie trzeba wysadzać. Ty zobacz, przecież tam jest codziennie tak, jakbyśmy im zamach robili. My się tu przygotujemy, pojedziemy tam, podłożymy bombę, bomba wybuchnie i nawet nikt nie zauważy. A jak ogłosimy, że to my, to nas wyśmieją i powiedzą, że to się tam na pewno samo stało.
Tak więc przynajmniej od terrorystów mamy spokój.
Aha, zapomniałem jeszcze napisać, że ten most, co się spalił, to był ubezpieczony na 3 (słownie: trzy) miliony złotych. Powinno starczyć na wymianę stu metrów barierek.
Zobacz: Łukasz Warzecha: O zależnych i niezależnych
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail