10 lutego 1982 roku wraz z pięcioma kolegami Emil pozwolił sobie na czyn, który doprowadził do białej gorączki Służby Bezpieczeństwa. Uczniowie zdewastowali pomnik Feliksa Dzierżyńskiego na dzisiejszym placu Bankowym w Warszawie. Cisnęli w niego słoikami z czerwoną i białą farbą drukarską oraz butelkami z benzyną. Pomnik czerwonego kata zapłonął. Tak śmiałej akcji sprzeciwu Warszawa i Polska, skuta od dwóch miesięcy pętami stanu wojennego, dotąd nie widziały. Odnalezienie "sprawców profanacji" stało się sprawą honoru dla esbeków. Akcji nadano kryptonim "Feniks".
Prawie 17-letni Emil trafił do Pałacu Mostowskich 3 marca. Esbecy bili go tam i dręczyli, chłopak załamał się i obciążył kolegów. Miał być sądzony przed trybunałem wojskowym, ale z powodu wieku trafił przed sąd cywilny. W sądzie odwołał zeznania i opowiedział, jak traktowali go oficerowie SB. - Panowie, którzy mnie bili, nie przedstawiali się, ale zapamiętałem ich twarze - mówił. Emil został uwolniony. Ale 5 czerwca znaleziono go martwego nad brzegiem Wisły. - Najpewniej Emil wskoczył do rwącego nurtu za topiącym się psem - tłumaczył Hubert Iwanowski, który tego dnia był z Emilem nad Wisłą. Opowiadał też, że Emil przeszedł na drugi brzeg rzeki i tam ktoś go porwał. Ale według relacji matki Krystyny Barchańskiej syn nie znosił wody, miał hydrofobię. Nie chodził na basen, nigdy się nie kąpał w morzu, w rzece. A rana na szyi wyglądała, jakby ktoś dusił chłopca np. linką i ta przecięła skórę.
Prokuratura umorzyła śledztwo już na jesieni 1982 roku. W 2009 sprawę podjął IPN i zmierza ona ku końcowi. Jak się dowiadujemy, chłopiec mógł stać się ofiarą esbeków za przyzwoleniem kogoś z kierownictwa byłego MSW. - Prowadzone w sprawie czynności zmierzają do procesowej weryfikacji wersji śledczej zakładającej, że sprawcami śmierci Emila Barchańskiego byli funkcjonariusze komunistyczni - mówi nam prok. Marcin Gołębiewicz z oddziału warszawskiego IPN.
Zobacz: Marsze KOD-u i PiS 13 grudnia w Warszawie. Wielkie zmiany w komunikacji miejskiej