Jarosław Kaczyński ma niemal pełnię władzy. Czego można mu życzyć? Chyba dystansu. Przez lata zyskał wokół siebie tak nieprzebrane tłumy lizusów i klakierów, że może spoza nich przestać dostrzegać rzeczywistość. Będąc młodą lekarką, rozmawiałem z Kaczyńskim w latach 90. Był wówczas daleko od szczytów władzy i przyznał, że bardziej niż postkomunistów zawsze obawiał się politycznych klakierów i wychowanków młodzieżówki własnej partii. Szefowi PiS życzę zatem, żeby coś z tego dawnego Kaczyńskiego w nim pozostało. I by nie pośliznął się na wazelinie, która wylewa na niego od lat jego otoczenie.
Grzegorz Schetyna po latach przejął wreszcie masę upadłościową o nazwie Platforma Obywatelska, którą usiłuje ratować z wydatną pomocą Ryszarda Petru. Zyskał też na urodzie, bo ma dziś więcej zębów niż 20 lat temu, kiedy rozmawiałem z nim pierwszy raz jako młodym posłem. Czego można mu życzyć? Może tego, by jego legendarna charyzma wreszcie przestała być legendarna. I by przemawiając, przestał sprawiać wrażenie osoby, która sama nie wierzy w szczerość słów, które wypowiada.
Ryszard Petru. Przemilczę. Katarzynie Lubnauer życzę zaś, żeby robiła wszystko odwrotnie niż Petru. Zgodnie z logiką powinno to gwarantować sukces.
Adrianowi Zandbergowi życzę, by jego partia umiała wreszcie wytłumaczyć elektoratowi, na czym polega podatek progresywny. Sytuacja, w której partia nie umie w prostych słowach wyjaśnić istoty swojego programu potencjalnym wyborcom, nie wróży mu bowiem najlepiej.
I na koniec niedawny ulubieniec tłumów Mateusz Kijowski. Niech pan wreszcie przestanie nacinać ludzi na walkę o demokrację poprzez różne zrzutki. Niech pan znajdzie pracę i spłaci zaległe alimenty. Może w Wielkiej Brytanii? To demokratyczny kraj. Odetchnie pan od faszyzmu, a faszyzm od pana.
Czytelnikom życzę zaś, by częściej odpoczywali od wszystkich, którym składałem powyżej życzenia.