Co ciekawe, w całym tym dokumencie ani razu nie pada słowo "bezrobocie". Zaintrygowało mnie to i sprawdziłem. W exposé słowo "bezrobocie" także nie pojawia się ani razu. Słowa "sukces" i "wzrost" pojawiają się oczywiście kilkakrotnie.
Tknęło mnie jeszcze bardziej i sprawdziłem całą stronę Kancelarii Premiera. Okazało się, że słowo "bezrobocie" w ogóle tam nie występuje. Dziwne. Mówimy o kraju, w którym za rządów PO i premiera Tuska, w atmosferze zwycięskiej walki z kryzysem, bezrobocie skoczyło niemal do 14 proc., a według niektórych danych nawet do 16. Na początku rządów PO w 2008 r. wynosiło 8,8 proc.
Tagi, czyli słowa kluczowe w Internecie, na stronach premiera to ciekawa sprawa. Nie ma "bezrobocia", ale na poczesne miejsce zasłużyły "Dzień Strażaka" czy "krzesło roku". Dlaczego "bezrobocie" nie jest dla Donalda Tuska słowem kluczowym? W czym jest gorsze od "Dnia Strażaka"?
Wytłumaczeniem może być to, że bezrobocie jest dla premiera zjawiskiem w Polsce nieistotnym i Donald Tusk uznał, że nie warto w tej sprawie kiwnąć palcem. Ale aż strach, że szef rządu mógłby naprawdę tak sądzić.
Wygląda zatem na to, że premier uznał słowo "bezrobocie" za powszechnie obelżywe i w związku z tym nie ma ono prawa pojawiać się w przestrzeni publicznej.
Może dobrze, że kolejny objazd Donalda Tuska po kraju zakończył się na czterech najbardziej zasobnych miastach. Gdyby ruszył w Polskę nieco głębiej, mógłby bowiem spotkać ludzi używających nie tylko brzydkich słów na B jak "bezrobocie", ale także na P jak "podwyżki" albo na D jak "drożyzna". Nie mówiąc o tych tradycyjnych na K i na S.